Archive for Grudzień 2012

Minął kolejny rok…

31 grudnia 2012

Ja w noc sywestrowąZrobiłam dzisiaj rodzinną sesję zdjęciową, potem Adam i mnie sfotografował i oto efekt. Minął kolejny rok. Taki dobry rok, gdyby niej jedno – śmierć taty. Ona spowodowała, że z niczego tak naprawdę nie mogę się cieszyć. Wszystko jest jak za mgłą, jakieś przytłumione, niewyraźne, za szybą. Dzisiaj składałyśmy sobie z mamusią życzenia, przy opłatku nie dałyśmy rady. Przez telefon, na odległość jakoś jest łatwiej. Wśród innych życzeń usłyszałam, by być cierpliwą. I nagle jakbyśmy obie jednocześnie zrozumiały, że tę cierpliwość ja mam. Właśnie po tacie. Ona powoduje, że ze spokojem ducha, bez fajerwerków idę dalej. I robię wszystko co mam do zrobienia, a nieraz jeszcze więcej.

Dzisiaj byliśmy z Adamem w kinie na Hobbicie. Tak pięknie zrobiony film. Kawałek mnie powędrował w dzieciństwo, do Kudowy-Zdroju, gdzie po raz pierwszy Hobbita przeczytałam. (more…)

Boże chroń przed pozytywnymi recenzjami!

31 grudnia 2012

Nie tak dawno pisałam tu o swoich wrażeniach po lekturze najnowszej książki Jana Grzegorczyka pt. Jezus z Judenfeldu.  Dzisiaj, z opóźnieniem, przeczytałam recenzję tej książki, jaka ukazała w „Rzeczpospolitej” na dwa dni przed Wigilią. Jej autorem jest Krzysztof Masłoń a tytuł Modlitwa za Fuhrera. Dwa cytaty: „Są kraje i nacje, z którymi historia obeszła się wyjątkowo łskawie. Rekordzistką pod tym względem jest Austria. Gdy myślę o tej pierwszej ofierze Hitlera>, nóż otwiera się w kieszeni”. To raz. Teraz dwa: „Z cala pewnością Jezus z Judenfeldu wywoła protesty środowisk protestanckich, choć ekumeniczny zamysł autora jest doskonale widoczny. Naruszył jednak tabu, i to niejedno. Namawiam do lektury tej książki, szczególnie istotnej właśnie dzisiaj, gdy antypolscy rodacy wykłuwają nam oczy rozmaitymi <Pokłosiami>”.

Książka Grzegorczyka, wielowątkowa i wielowarstwowa, z bohaterami, którzy są ludźmi ze wszystkimi słabościami, którzy zmagają się ze sobą, swoją wiarą, wyznaniem, płciowością i czym tam jeszcze, została przez autora „Rzeczpospolitej” sprowadzona do walki religii, wyznań  i ideologii. Zwykłych ludzi, których losów opisywanie Grzegorczyk opanował do perfekcji, w tej recenzji w ogóle nie ma, są nieistotni. „Jednostka niczym, jednostka zerem” – chciałoby się zacytować czerwonego „klasyka”. Był wprawdzie u Grzegorczyka „ekumeniczny zamysł”, ale gdzieś go diabli ponieśli, skoro książka „wywoła protesty środowisk protestanckich”. Są takie pozytywne recenzje, po których lekturze „nóż otwiera się w kieszeni”.  I nie dziwota, że tak obdarowany Autor milczy. Pewnie z zażenowania. Biedny Grzeogrczyk. Życzę Mu na Nowy Rok mniej przychylnych recenzentów.

Park na Górce w Busku-Zdroju

30 grudnia 2012

Park na Górce w Busku-Zdroju

Zwierzęca dusza

29 grudnia 2012

Przy świątecznym stole w sanatorium Nida w Busku-Zdroju siedzieliśmy w ósemkę. Na przeciwko mnie miejsce zajmował młody człowiek (adwokat, dowiedziałam się od mamy, która z kolei siedziała po mej prawej ręce). I jak to w sanatorium, komentowalismy jedzenie: było dobre. Przy okazji mówiono o różnych innych wiktuałach, w tym o koninie. Żona owego młodego człowieka z Krakowa powiedziała, że nigdy koniny by nie zjadła. Jej mąż na to, że on wręcz przeciwnie. Ja pod nosem mruknęłam: „Biedne koniki”. On: „A świnie nie są biedne???” Ja: „Tak, to nasze zakłamanie. Mam nadzieję, że kiedyś ludzkość coś wymyśli, by nie mordować i nie jeść naszych <braci mniejszych>, by użyć określenia św. Franciszka”. Młody człowiek nie zgadzał się z niczym i kategorycznie oświadczył, że tak jest świat urządząony, że silny pożera słabego. (more…)

Święta – mydło – i powidło :-)

29 grudnia 2012

ŚBoże Narodzenie w Buskuwięta w Busku, czyli w sanatorium NIDA były bardzo, bardzo udane. Inne otoczenie nie przypominało aż tak bardzo, że taty z nami nie ma, ale przy opłatku i tak się popłakałam. Było też śmiesznie trochę. Najśmieszniej z mydłem. Zapomnieliśmy i mamusia, i my. Pożyczono nam w końcu sanatoryjnego mydła w płynie pół szklanki. Podzieliliśmy sprawiedliwie na pół, czyli na nas wypadała ćwiartka. Pół tej ćwiartki wylałam wieczorem do zlewu, zapominając, że w szklance jest mydło a nie woda. Została połówka. Nią z kolei „zaopiekował” się Adam, rozpuszczając w szklance z tym mydłem lekarstwo na przeziębienie. Wypił wszystko do ostatniej kropli. Wchodzę do łazienki, szklanka pusta, mydła nie ma – wypite. Ile żeśmy się potem naśmiali z tego mydlanego lekarstwa, a przeziębienie przeszło. Myłam się samą wodą, bez mydła. 🙂

Czy SIEĆ zbawi świat?

22 grudnia 2012

W dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” przeczytałam ciekawy artykuł nieznanego mi Roberta Siewiorka pt. M&Ms-y i naród wolnych agentów. Na przeciw „siły niewolnej” pracującej w wielkich korporacjach (w roli dinozaurów tu występują oneż) staje Świat małych biznesów społecznościowych i ludzi realizujących się w nich, nawiązujących od nowa kontakty, uczestniczących de facto w nowej Sieciowej Rewolucji Światowej (SieRŚ). Myślę, że tak szybko koncerny nie ulegną, ale, że może rzeczywiście apogeum ich świetnosci mamy poza sobą. Czytając artykuł, myślałam o swoim podwórku, czyli masonerii. Analogie robiły mi się same. Myślę zatem, że stare obediencje, często skonfliktowane ze sobą, dzielące świat wolnomularskich na naszych i cudzych, czyli „regularnych” i „nieregularnych” także jest światem „sprzed”. Kontakty sieciowe wcześniej czy później przeorają te struktury i mam nadzieję, że dożyję czasów, gdy rzeczywiście w światowym wolnomularstwie zatryumfują: Wolność – Równość – Braterstwo.

Tymczasem wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę Wesołych Świąt. Ja spędzę je zupełnie inaczej niż przez całe swoje życie spędzałam: wraz z mamą i mężem jedziemy do Sanatorium NIDA w Busku-Zdroju. W pierwszy dzień Świąt mam zamiar zapalić lampkę za duszę mego bohatera buskowego, czyli dra Szymona Starkiewicza, budowniczego Górki, masona, który z bratem-masonem leży na buskim cmentarzu.

Jasełka przedszkolaków

18 grudnia 2012

Emilka archaniołemNasza wnuczka Emilka była dzisiaj Archaniołem i występowała w przedszkolnych jasełkach. Nie pomyliła się ani razu. Skrzydła i aureolę miała jak należy. Sukienkę miała krótką (wszystkie pozostałe anioły, w tym jeden rodzaju męskiego – długą), tak jak jej mama Ola przy komunii ćwierć wieku temu. Występ był uroczy. Mamy, taty, babcie, dziadki robili zdjęcia, filmy, śmiali się (często przez łzy), a ja nagle uświadomiłam sobie, że takie same dzieci były w tej amerykańskiej szkole. Wyobraziłam sobie tego uzbrojonego, ubranego na czarno, zamaskowanego człowieka, który wtargnął do tego dobrego świata i zaczął strzelać. I całą grozę tego wszystkiego przeżyłam właśnie dzisiaj, w przedszkolu swojej wnuczki.

A teraz za mną na dywanie stoi szkopka z klocków, skrzydła białe anielskie obok, mały Jezusek leży sobie w koszyczku, a z salonu dobiegają śmiechy Emilki, która bawi się z dziadkiem Adamem w psa. Emilka jest psem, a Adam treserem. Na stole leżą świeżutkie numery zimowego „Wolnomularza Polskiego” nr 53. Wszyscy są cali i zdrowi (Ola słucha referatu o Kiplingu na Wydziale Historii UW u prof. brata Cegielskiego – Kipling był znanym masonem). Zięć Piotr odebrał z drukarni swoją pierwszą książkę i pokazuje ją pewnie swoim studentom na Wydziale Pedagogiki UW. No i tak chyba wygląda zwykłe moje szczęście. 🙂

Pod Zachętą niebo płakało…

16 grudnia 2012

Narutowicz2

90 lat temu było o wiele mroźniej. Ze śniegu można było lepić kule i rzucać w Gabriela Narutowicza. Pierwszego Prezydenta niepodległej RP… Dziś pod Zachętą rozlały się wielkie kałuże. I padał deszcz. To Niebo płakało? I nie było żadnego słowa nienawiści. Nawet miecz, który wystawał z torby jakiegoś młodzieńca nie był „Mieczykiem Chrobrego”, symbolu  przedwojennego ONR, lecz jakiegoś natchnionego „Rekonstruktora”. Na początku wiecu zaśpiewaliśmy Jeszcze Polska nie zginęła. Nieźle poszło przy podkładzie muzycznym. A ja przeniosłam się do ciepłej Italii, gdzie wśród Legionów Dąbrowskiego narodził się Hymn Polski: i mason napisał słowa, i mason skomponował muzykę, i o masonie, co to „Z ziemi włoskiej do polskiej szedł”, była mowa. Wiec był oczywiście polityczny, politycy nawet autobusem przyjechali, śpiesząc się z Sejmu do Sejmu. Narutowicz wtedy też się śpieszył, aby zdążyć złożyć przysięgę. Zdążył, zdążył także do Zachęty, by spotkać się ze swoim Przeznaczeniem, czyli zabójcą Eligiuszem Niewiadomskim. (more…)

Po wiecu za Narutowicza

16 grudnia 2012

Zapaliłam lampkę za duszę prezydenta Narutowicza pod jego portretem, wpisałam się w imieniu „Wolnomularza Polskiego” na tablicy upamiętniającej wiec pod Zachętą, wysłuchała Millera, Palikota i  Celińskiego, zostałam wycałowana (w policzki) przez prof. Nałęcza, niegdyś mego szefa Działu Historycznego „Kultury” (- Mirka, ale świetnie wyglądasz – nie widzieliśmy się z 20 lat; – To masoneria Tomku tak konserwuje :-), porobiłam nieco zdjęć. Teraz napiję się kawy, obrobię fotki i będę pisała dalej.

Obamadon

16 grudnia 2012

Obamadon – tak nazywa się nowy gatunek dinozaura. Naukowcy amerykańscy nazwali go tak na część prezydenta Obamy. Ponoć z nazwą czekano na wyniki wyborów. Obamadon podobny jest do jaszczura i ma rzecz jasna piękne, szpiczaste zęby. Idę niedługo na wiec pod Zachętę. Będziemy przywoływać ducha prezydenta Narutowicza. Przeczytałam wczoraj, że ONR-owcy zamierzają tam urządzić kontrmanifestację. Szkoda, że obamadony wyginęły… Zadedykowałabym im jednego.