Archive for Kwiecień 2014

Emilka i amonit

30 kwietnia 2014

Historia amonitaTo jest pomoc naukowa Emilki (lat 7 od tygodnia), do wystąpienia: Moje hobby. Publika: klasy 1 – 3 szkoły podstawowej im. Janusza Korczaka w Warszawie. Emilka występowała jako pierwsza. Nie widziałam tego, nagrała na komórkę Ola i potem puściła mi filmik w redakcji. Dobrze poszło 🙂 Gdy tak na nią patrzyłam, przypominały mi się wystąpienia różnych członków naszej rodziny, w różnych latach i ustrojach. Jedno jest pewne: wszyscy mieliśmy gadane. Emilka ma po kim dziedziczyć językową swadę.  A że oświecić się można w każdym wieku, to ja dowiedziałam się dopiero teraz, że amonit to krewny naszej poczciwej ośmiornicy, a moja koleżanka Teresa (trochę ode mnie starsza) zdziwiła się, że to nie imię psa. Chi, chi, chi… 🙂 Jestem dumną babcią!

Loża psiarzy

28 kwietnia 2014

I znowu nacięłam kareczek – 44 sztuki. Szykuję numer letni „Wolnomularza Polskiego”. Dziś czytałam relację z wystawy w Inowrocławiu, oglądałam zdjęcia, korespondowałam z autorem (debiut na łamach). Potem dostałam list od naszego Czytelnika, właściciela psa, strrrrrrrrrrasznie zainteresowanego, czy w Krakowie nie ma masońskiej loży, gromadzącej właścicieli psów – na temat takiej londyńskiej loży przeczytał w wiosennym Wolnomularzu. Niestety, zmartwiłyśmy obie naszego Czytelnika (autorka notatki, czyli Ola): nie ma jeszcze loży nad Wisłą i Odrą, loży psiarzy. A szkoda. Może kiedyś będzie.

Umarł król, niech żyje król!

27 kwietnia 2014

Wrocławska konferencja masońska odwołana/przełożona, za to mamy już zapowiedzi znacznie większego wydarzenia, którego głównym animatorem jest prof. Tadeusz Cegielski. Dziś dostałam taką oto informację:

Muzeum Narodowe w Warszawie, Uniwersytet Warszawski oraz Stowarzyszenie Sztuka Królewska w Polsce zapraszają do udziału w międzynarodowej konferencji naukowej Świat jako loża. Obecność wolnomularstwa w kulturze – dawniej i dziś w dniach od 9 do 10 stycznia 2015 roku, towarzyszącej wystawie „Masoneria. Pro publico bono”, która będzie miała miejsce w Muzeum Narodowym od połowy września br.

Jeszcze o odwołanej masońskiej konferencji

25 kwietnia 2014

Tak na oko niczego nie widać, ale telefony, maile i zamknięte fora grzeją się od domniemywań i komentarzy w związku z odwołaną czy – w lepszej wersji – przełożoną konferencją masońską we Wrocławiu. Dyskutanci podzielili się z grubsza na dwa obozy: jeden hołduje spiskowej teorii dziejów (jakiś purpurat zadzwonił do IPN i zakazał), drugi woli wersję ziemską: biurokratyczno-urzędniczą (prężny, zdolny naukowiec, czyli dr Wójtowicz, napotkał mur rutyny i niechęci urzędników). A ja? Ku swemu zdumieniu myślę jak niektórzy dyskutanci nad samolotem rozbitym w Smoleńsku: niczego nie mogą wykluczyć. Póki co – nie wiem. 🙂

Proszę pani, proszę pana, konferencja odwołana!

Kto odwołał? Kto spiskuje? Odpowiedzi poszukuję:

wszak masoni – prelegenci… Taka wizja więc mnie nęci:

odwołało Opus Dei, Opus Dei przy nadziei,

w IPN-ie gniazdko wiło, i masonów przegoniło. 🙂

Masonów we Wroclawiu w maju nie będzie

24 kwietnia 2014

Właśnie dowiedziałam się, że konferencja na temat polskiej masonerii, którą organizował wrocławski oddział IPN, a osobiście znany masonolog dr Norbert Wójtowicz tam pracujący, została odwołana. Z przyczyn „technicznych”. Mamy rezerwacje samolotów, hoteli. Miał rację jak się okazuje pewien brat – mason z Poznania, który stwierdził, że on w ogóle do Wrocławia się nie wybiera, bo nie wierzy IPN. Dr Wojtowicz uspokaja, że chodzi tylko o przełożenie konferencji, a nie zlikwidowania w ogóle. Obym myliła się, bo jestem w tym względzie bardzo sceptyczna.

Emilka urodziła się 7 lat temu

23 kwietnia 2014

DSCN5394Dzisiaj są siódme urodziny Emilki.  Mam wnuczkę z charakterem. Co z niej wyrośnie? 🙂

Tulipan w słońcu

22 kwietnia 2014

Tulipan i słońce (2)A to tulipany na tle porzeczki na nóżce w pełnym słońcu. Zdjęcie zrobił sąsiad z działki mojej mamusi w Czerwonej Góre. Ten od altanki ze skalniakiem na dachu (jeszcze nie zbudowanej lecz pomyślanej :-)).

Przesadzony Zamiokulkas Zamiolistny :-)

21 kwietnia 2014

DSCN5455Z ogródka w Czerwonej Górze oprócz sałaty i szpinaku wzięłam jeszcze ziemi. Przesadziłam sobie kwiatek, który uprawiam od ziarenka (nie wiem skąd się wzięło, samo wyrosło, czyli cud). Kwiatek – jak widać – ma już trzy liście a czwarty wychodzi. W nowej donicy i z czerwonogórską ziemią będzie rósł, że hej. Mam nadzieję. Dlaczego ziemie od rodziców ma się brać tylko z grobów? Wolę jeszcze za życia. Dla życia.

PS Ewo Mgiełko, w imieniu swoim oraz Zamiokulkasa Zamiolistnego dziękuję. Już nie jest niewiadomo jakim kwiatkiem, ale ZZ.

Minęły święta

21 kwietnia 2014

Tulipan i słońce Mamusia i Adam przy świątecznym stoleŚwięta spędzliśmy we trójkę: Mamusia, Adam i ja, w Czerwonej Górze = jak zawsze cudnej wiosną; najcudniejszej w wiosennym słońcu. Potrawy były świąteczne (u nas to kiszony czerwony barszcz z białą kiełbasą, białym serem, szynką i jajkami oraz chrzanem – pycha nad pychami!), sernik tradycyjny się udał, choć masło nie pachnało. Żeby sernik  był prawdziwie polski masło musi być irlandzkie. Zawszeć to Unia… Mamusi w prezencie przywieźlimy stokrotki w doniczkach, zawieźlimy jednym słowem drewno do lasu, bo w Czerwonej Górze stokrotek setki i jeszcze więcej. Z pozostała rodziną był kontakt telefoniczny. Ola z rodziną u Piotrka w Krasnymstawie, Ania z rodziną w Kielcach. Uśmiałyśmy się jak norki wspominając stare święta u naszej wspólnej babci Czesi w Zagłębiu. Ania przypomniała, jak wyrywała dziadkowi po siwym włosie (10 gr sztuka, wyrawny włos czarny anulował już uzyskany zarobek) i jak skubała kurę chowając ją pod serwetką przed złym kogutem (- Co robisz Aniu? – pyta babcia. – Chowam kurę, bo kogut był taki zły) i jak Mirka (brat) poszczypały gęsi. Mirek nie żyje, mama i tata Ani nie żyją, babcia i dziadziuś nie żyją, tata nie żyje. Żyją nasze wspomnienia. Na koniec poszłyśmy z mamusią do ogródka (patrz fotka), gdzie spotkałyśmy sąsiada. To on zrobił nam zdjęcia a w międzyczasie opowiadał jak zbuduje altankę ze skalniakiem na dachu. I cały czas myślę o tej altance i o tym skalniaku. Lepsza chyba byłaby ziemianka…

PS  Węgierskie kiszone arbuziki nie tylko zjadliwe, ale bardzo dobre. Przywieźliśmy z powrotem do Warszawy. Będziemy dojadać.

Święta z marynowanymi arbuzami

18 kwietnia 2014

Mniam, mniamMoja mamusia (na zdjęciu) powiedziała niedawno: – Kup Miruniu coś innego, żeby nie było nudno, ciągle to samo. I dzisiaj na węgierskim stoisku w podziemiu u Braci Jabłkowskich kupiłam marynowane, malutkie arbuzki. Jedliście coś takiego na Święta? – bo ja nie 🙂