Walizeczka otwarta, torba – takoż, kapelusz w samochodzie. Szykuję się na wypad do Buska. Wcześniej zawitam z Emilką do domu w Czerwonej Górze i swej rodzicielki, potem razem pojedziemy na rodzinne groby do Porąbki, by w dniu naszych 146 urodzin (moje i mamusi), czyli 9 lipca, wrócić do Warszawy. Na zdjęciach Busko z mego poprzedniego wypadu półtora roku temu. W planach basen, basen, basen, kosmetyczka i rozmyślania na tarasie u Pani Ani, oraz słuchanie krakania parkowych wron i gawronów. Co więcej (?) – się zobaczy. 🙂
Archive for Czerwiec 2018
Jadę do Buska-Zdroju
28 czerwca 2018Siostrzeństwo polsko-czesko-francuskie
26 czerwca 2018W ostatnią niedzielę i poniedziałek (czyli wczoraj), doświadczałam intensywnie wolnomularskiego siostrzeństwa. Na nasze ostatnie, letnie prace św. Jana połączonych lóż Gaja Aeterna i Prometea przyjechały do nas masonki z Czech i z Francji. Czeszki lożę dopiero tworzą, ale Francuzki z Chartres (z tą wspaniała katedrą!) mają od dawna lożę Ceres (starożytna bogini urodzaju), która jest jedną z najstarszych w naszej kobiecej obediencji i liczy ponad pół wieku. Były zatem oficjalne wolnomularskie prace z uroczystą agapą, ale potem były spotkania nieoficjalne. Garden party u nowej Czcigodnej Mistrzyni Prometei nie wyszło z powodu pogody, tj. wyszło i to bardzo, ale bez „garden” . Wczoraj wieczorkiem gościłam dwie siostry z Francji u siebie. Menu było polskie z białym barszczem i pierogami, ale poza przyjemnościami ciała były przyjemności ducha. Ofiarowałam loży Ceres tacę (fot. u góry) przez siebie zdobioną w fantazyjne kwiatki i złotym szlaczkiem po brzegach, w którym było wszystko: Polska, Francja, Ceres, Prometea, Gaja, prace św. Jana oraz Wolność – Równość – Braterstwo – Siostrzeństwo. I własnie ten ostatni element sprowokował nasze rozmowy, bowiem moja deska na ten temat (rulon na fotografii 🙂 ) jest po pierwsze feministyczna, po drugie kontrowersyjna, nie tylko u nas, ale może jeszcze bardziej we Francji. Czcigodna Loży Ceres bardzo interesuje się osobiście tymi zagadnieniami, myślę, że siostry z Chartres będą miały nad czym dyskutować jesienią. 🙂 Kto wie, może i ja w końcu zawitam do Chartres?…
Święty Jan Letni
23 czerwca 2018Lubię nasze loże Świętego Jana. Odrębny, nastrojowy i refleksyjny rytuał, zieleń, kwiaty, ogień. Goście. Dzisiaj przejechali aż z Francji i Czech. Tak oto kończy się nasz kolejny rok masoński. Mój już 25. Jutro spotkanie w ogrodzie u nowej Czcigodnej Mistrzyni loży Prometea. Pojutrze siostry z Francji przywitam u siebie na Nowym Świecie. Jaka by nie była skonfliktowana ta nasza Europa, nasze wolnomularskie kontakty sprawiają, że te podziały znikają. Choćby w niewielkich gronach, ale znikają…
„Wolnomularz Polski” nr 75
21 czerwca 2018Niedawno dostałam kolejne, letnie wydanie „Wolnomularza Polskiego” nr 75. Wczoraj wspomniałam o tym na pracach loży Wolność Przywrócona, dziękując braciom za pamięć o br:. Adamie, redaktorze – seniorze, oraz za pomoc w redagowaniu pisma. Dzisiaj opowiadałam o zawartości Adamowi, to wszak jego ukochane dziecko. We wrześniu będzie 25 lat, gdy ukazał się numer sygnalny pisma. Na jednej z fotek pokazuję pierwszy szkic na papierowej serwetce. Zrobił go Adam w lipcu 1993 r. w małej knajpce warszawskiej. Takie były początki. Pismo przeżywało swoje wzloty i upadki, było wydawane na ksero, miało ponad 5 lat przerwy, ale przetrwało i jest obecnie jedynym masońskim periodykiem w Polsce. Stawiam sobie kolejne zadanie: dotrwać do setki czyli WP nr 100.
Są takie dni tygodnia…
19 czerwca 2018… gdy wszystko się układa. Najpierw dostałam „złamane” strony z książki mojej mamusi; te ze zdjęciami, które ułożyły się idealnie na tylu stronach, ile miały. Potem dostałam letniego „Wolnomularza Polskiego” i naniosłam ostatnie, malutkie poprawki – wieczorem WP 75 idzie do druku (hurrra, zdążę na lożę Świętego Jana!). Następnie umówiłam redaktora – łamacza na drugi tom mojej „Aszery” (jesień br.). Potem po odwiedzeniu Adama kupiłam w Biedronce dwa kaktusiki i skutecznie je zasadziłam w moich ozdobnych kielichach (czy im się to spodoba, to inna sprawa, pożyjemy – zobaczymy). Następnie zdążyłam złapać Pana Hydraulika (jest taki fajny, że piszę go z dużej litery). Pan Hydraulik wymienił mi ustrojstwo od spłukiwania wiadomo czego, założył klosz na żyrandol w łazience, mimo że zgubiłam stosowną śrubkę (dorobił), zajrzał do kranu w kuchni, który ciekł – już nie cieknie. Pooglądał moje krzesło, które się nadłamało (potrafi skleić, choć nie dziś), ustalił przyczyny dziwnego zachowania się kanapy (sprężyna do wymiany, poszuka sprężyny). Jeszcze do pełnego szczęścia potrzeba mi wygranej Polski w meczu z Senegalem i przynajmniej dwóch brydżowych rozdań, bo ostatnio gram jak noga. W sumie jaki fajny, fajny dzień!
Fot – storczyk i moje dwa kaktusy (jeden – ten „wystający” – nie chciał stać prosto, więc mu podłożyłam z tyłu dwie krówki (cukierki).
Anioł, Diabeł i Budda
18 czerwca 2018Diablik wyskoczył z Tarota, zmierziła go moja cnota.
„Nie było w tym mojej woli,wolałabym poswawolić”…
Mój Anioł kocha mą cnotę: „Zabraniam ci myśleć o tem!
Zabraniam roić i śnić, jak żona Cezara masz być”!
Tak oto – Diablik z Aniołem zajmują się mną pospołem.
I każdy ciągnie w swą stronę,to skrzydłem, to ogonem.
A ja, na wpół rozerwana, rozmyślam sobie od rana:
„ Pójdę, rzucę to wszystko! Może zostanę buddystką”?
Brydżyk damski, domowy
17 czerwca 2018Niezależnie od brydżowego kursu, drugi raz urządziłam brydżyka w domu. Dziś był wyłącznie damski. Moje koleżanki brydżystki są tylko troszkę starsze od mojej córki. Wiedziałam, że są wykształcone i inteligentne, bo to widać było na pierwszy rzut oka na kursie, ale że przy stoliku spotkają się cztery panie z doktoratami??? Jeden był (ten doktorat) z biologii molekularnej, dwa z ekonomii i jeden mój z nauk politycznych. Lubię te damskie klimaty. Oj lubię!
PS Gdy raz jechałam na kurs taksówką i powiedziałam, dokąd zmierzam, pan taksówkarz opowiedział, że ma od jakiegoś czasu stałą pasażerkę: raz w miesiącu udaje się z nim na damskiego brydżyka. Pani skończyła 93 lata. Chodzi z trudem, ale główka pracuje. No to te 30 lat jeszcze mogę sobie pograć… 🙂
Nowe kielichy od rana
16 czerwca 2018Od samego rana, przy kawie i muzyce z lat 60. ozdabiam kielichy. Kupiłam wczoraj dwa – „gołe i wesołe” po przerejestrowaniu samochodu. Potem była Poczta Główna (dzierżawa wieczysta do zapłaty) i sklep dla plastyków. Tak mi się życie plecie: od Nieba do Ziemi. Nawet w Tarocie wyskoczył mi diabełek od bardzo ziemskich spraw. No więc nowe kielichy przedstawiają się jak poniżej. Już niedługo zabraknie mi parapetu do stawiania kolejnych. 🙂
O obrączce z trawy
12 czerwca 2018Takie dni mam aktywne, przeplatane smutkiem, zatrzymaniem, a nawet śmiechem. Jak wczoraj. Byłam – bo jestem tam co drugi dzień – u Adama w Domu Seniora. Siedziałam na ławeczce, musiałam troszkę poczekać. Jest tam pięknie: drzewa, krzewy, kwiaty. Myślałam o oście, który sfotografowałam w kwietniu, gdy dopiero co ukazał się pośród traw. Był taki piękny, że napisałam nawet o nim wierszyk do fotografii. Nie ma ostu, kosiarka go ścięła, a te inne, które zostały, wcale nie są piękne, tylko jakieś takie wyleniałe. Trawa też ścięta poza niektórymi trawkami, które ukryły się w pobliskim krzewie. Zerwałam trzy trawki i zaczęłam pleść, jak zwykle, od dzieciństwa. Uplotłam obrączkę, taką śmieszną – obrączkę z wąsikami. Gdy przyszłam już do pokoju Adama włożyłam mu tę obrączkę na palec serdeczny, bo tej naszej, ze ślubu nie miał. – Gdzieś ty podział obrączkę? – spytałam. – Nie masz? No to zaślubiam cię tą trawiastą. Patrzę, a Adam cały w uśmiechu, a w tle, z korytarza, leci z płyty Laskowski i jego: „a na imię miała właśnie Beata”… Przypomniało mi się tak wiele z naszych wczesnych, małżeńskich lat. I takie wspomnienia zostaną na zawsze. Wiem to, po ostatniej przed śmiercią rozmowie z moim tatą. Widzę przed sobą dużą świetlicową szpitalną salę, za oknem drogę na Karczówkę w Kielcach i pikujące jaskółki. I rozmowa – jak nigdy z moim tatą – o miłości, że tak jej potrzeba w życiu.
Przedwczoraj, tak dla zabawy
uplotłam obrączkę z trawy.
Zaśmiałeś się tak serdecznie,
na zawsze i ostatecznie…
Okrągłości jubileuszowe
7 czerwca 2018Właśnie dostałam wiadomość, że robimy tysięczny – 1000 – numer „Gazety Ubezpieczeniowej”! Z drugiej, masońskiej strony, szykuję się do wydania „Wolnomularza Polskiego” na jego 25-lecie. Jedno wydarzenie w czerwcu, drugie w sierpniu. Aż prosi się o jakieś podsumowanie. Czasu mam wiele, bowiem bieżące redagowanie GU należy już do Oli, ja tylko zdalnie planuję numery, ale to praca na pół gwizdka, całość odpowiedzialności spada na nią. Redagowanie kwartalnika, jakim jest „Wolnomularz Polski” to dla starej redaktorki (38 lat w branży), to małe piwo przed śniadaniem i sama przyjemność. Gazeta jest jedynym tygodnikiem w branży ubezpieczeniowej, a -Wolnomularz jedynym takim kwartalnikiem w polskiej masonerii. Nie raz – przyznam się bez bicia – chciałam rzucać i jedno, i drugie. Nie rzuciłam. Wytrwałam. Trwam. Ostatnio na FB gdzieś przeczytałam i nawet udostępniłam dojmujące wyznanie Steva Jobsa, który ze szpitalnego łóżka oceniał swoje pełne sukcesów zawodowych i finansowych życie. I napisał, że z życia „prawdziwego” miał niewiele, że za mało było tam miłości i przyjaźni. Tak, nigdy za wiele miłości i przyjaźni – to słowa akuratne na moje skromne jubileusze.