Mój mąż, idąc po sobotnio-niedzielną Gazetę Wyborczą, poobserwował demonstrantów przybyłych do stolicy, którzy zawsze idą koło naszego domu na Nowym Świecie. Przyszedł z tą gazetą i mówi: – Wiesz, widziałem taki transparent: „Módlmy się, żeby ich wszystkich nie powywieszali”. Taki bardziej „chrześcijański” ten transparent…. Gdy wieczorem wracałyśmy z siostrami z instalacji Loży Gaja Aeterna (wśród gości byli „vitelończycy”, czyli nowy narybek korespondencyjnej loży Vitelon WWP, młodzi, mądrzy, z pasją!), autobus pojechał inną trasą, więc do domu dotarłam późno. Nie za późno jednak, by nie zajrzeć do Wyborczej, która cały dzień na mnie czekała. Do dziś jestem pod wrażeniem materiału Aleksandry Klich pt. Dziesięć rzeczy, których nauczył mnie Józef Życiński, o człowieku, cywilizacji i Polsce. Artykuł jest w punktach, 10 punktach, tak jakby to było 10 przykazań abpa Życińskiego. Punkty pierwszy i ostatni mają łącznik, szczęście człowieka, które to zagadnienie ostatnio coraz bardziej mnie frapuje. Sparafrazuję: Nie żyjesz po to tylko, by podskakiwać z radości, cierpienie to immanentna część ludzkiego życia. … Nie jesteś po to, żeby ci było dobrze, tylko żebyś dawał świadectwo prawdzie Ewangelii i wierności drugiemu człowiekowi.
Jest mi to bliskie. Coraz częściej myślę, że słowa: „Każdy człowiek ma prawo do szczęścia” jest tylko ludzkim chciejstwem. Bo niby kto dał człowiekowi takie „prawo”? Sam sobie go wziął i goni za szczęściem, goni, i rzadko kiedy dogania. A cierpienie przychodzi samo, nie trzeba za nim gonić. Coś, co nam koi cierpienie jest w rezultacie ważniejsze, niż to, co sprawia nam frajdę. Pewnie to defetystyczne, ale obrazuje stan mego ducha.