Archive for Grudzień 2013

„Widziałam dach, nie widziałam Nieba”

31 grudnia 2013

ostatek mówi:
31 Grudzień 2013 o 16:42 | Odpowiedz   edytuj

Aszero (tak myślę o Tobie czytając Twój blog), dziękuję Ci i wszystkim Ludziom Dobrej Woli nam pomagającym.
Zapytałaś w mailu jak czuje się mistrz (niech to przestanie być tajemnicą) po ogołoceniu z dóbr doczesnych. Paradoksalnie… poczułam się wolna. Mam życie i tylko je można mi zabrać. Zrozumiałam, że zatrzymałam się, odeszłam w siebie, w swój świat. Błąd. Powinnam widzieć ludzi i niebo. Dziś umiem brać i doceniać dary serc, okazywać wdzięczność, a brak dachu pokazał niebo. Czy się odrodzę, powstanę z popiołów… nie wiem. Mam dużo siły, co zrozumie każdy, kto wszedł na ścieżkę rozwoju duchowego. Otrzymałam od losu bolesną nauczkę, może nie rozumiałam łagodnych. Z pogorzeliska wyniosłam nietknięte ogniem Ślubowanie Mistrza (z innej półki niestety). Autorce i czytelnikom wpisów życzę dobrego i najlepszego na 2014. Oby nadchodzący rok był lepszy niż miniony.

Ostatek, to ksywka Tosi. A mnie zostaną na zawsze te słowa: „Widziałam dach, nie widziała Nieba”.Piękne. Mądre. Prejmujące. Trzymaj się Ostatku w Nowym Roku tego Nieba, złap gwiazdę za ogon i hajda!

PA Aszera, to starożytna boginii – też w Niebie siedzi. 🙂

Hulaj dusza!

31 grudnia 2013

TaniecSylwester nie Sylwester, Karnawał nie Karnawał, moi rodzice wraz ze swoim gronem przyjaciół i znajomych bawili się że hej. To lata 50-te. Kudowa-Zdrój, śliczne małe uzdrowisko w Kotlinie Kłodzkiej. Mama jest najmłodszą w Polsce kierowniczką Szkoły Podstawowej nr 1 . Tata kieruje transportem w Uzdrowisku a potem zostaje Przewodniczącym Rady Zakładowej. Pracują, uczą się, bawią. Ja chodzę do przedszkola, potem do szkoły, gdzie uczy moja mama geografii i przewodzi wszystkim. O tych latach napisała książkę pt.  Nie warto było? PRL moja młodość. Ja książkę wydałam. Dziś myślę o napisaniu dla wnuczki Emilki Ilustrowanej Kroniki Rodzinnej. Żeby rozpoznawała prapradziadków, dziadków, ciotki, wujków, wiedziała kim byli i jak żyli, aby mocno się ukorzeniła, bo takie drzewo z silnymi korzeniami trudno jest złamać.

PS Na mój wczorajszy wpis o spalonym domu Tosi mam mnóstwo odpowiedzi. Wiem już o trzech paczkach z książkami, które zostały wysłane dzisiaj. Rozmawiałam z ubezpieczycielem Tosi o tzw. „likwidacji szkody” (fajnie, że kieruję „Gazetą Ubezpieczeniową” :-)). Napisałam felieton w tej sprawie do noworocznego numeru swojej gazety. Sama nadałam paczkę na poczcie przy Placu Trzech Krzyży.  A Sylwester spędzam w domu z mężem Adamem, wnuczką Emilką i dwoma kotami. Z Emilką przebierzemy się za dwie pantery. Zrobimy zdjątko, to pokążę. Dobrego Roku 2014 moi kochani!!!

„Płaczę, gdy wyciągam książkę z popiołów”

30 grudnia 2013

Moja serdeczna znajoma, nigdy nie widziana poza mailami, przed Świętami straciła dom i wszystko w tym domu. Wybuchł pożar, a w nim wszystko, w tym 3 koty, i księgozbiór liczący 6 tysięcy woluminów. Tosia z mężem nocowali w budynku gospodarczym, bo dom miał być remontowany. Z nimi były trzy wielkie bernardyny. One też przeżyły. Tosia napisała w sieci, że prosi o karmę dla psów, o sobie nie pisała. Ma już tę karmę. 150 kg i wiele innych rzeczy. Sieć, choć tylko sieć emerycka,  zadziałała bezbłędnie. Ja dowiedziałam się o tym wczoraj. Dzisiaj piszę z Tosią – dostała już od dobrych ludzi laptopa, inny dobry człowiek zrobił internet. – Mirko, wyciągam z popiołów spopielałe stronice. Płaczę nad każdą książką. Ty to rozumiesz (Twoich też nie znalazłam). Jeśli o coś Ciebie proszę, to o książki. Stare. Zaczytane. Niepotrzebne – ale książki. Jutro, w Sylwestra idę na pocztę z całym kompletem „Wolnomularza Polskiego”. Tosia była autorką jednego z artykułów na temat przedwojennego Droit Humain i ludzi z tym nurtem masonerii związanych. Jest mądrą, dobrą kobietą.

Drodzy moi Czytelnicy: może macie jakąś książkę dla Tosi? Może wyślecie jej na wieś, gdzie mieszka. Może – jak ten Feniks z popiołów – pomożemy Jej wzlecić do nieba? Oto adres:

Teodora Maćczak-Ciemienga, Chodaki 19, 99-232 Zadzim

 

Fraszka na pewnego gendera

29 grudnia 2013

Naprawdę – złość mnie bierze,

gdy myślę o genderze.

Czy szatan to, czy zbój,

a może zwykły… wuj?

Może wilkołak jaki,

rąbnąć, zaciągnąć w krzaki!

a może – luli, luli,

przytulić do matuli?

Biedny Adam

29 grudnia 2013

śniadanieZwyczajne, niedzielne śniadanie. Grają „Złote Przeboje”. Dojadamy świąteczną sałatkę z równie świąteczną szynką i pasztetem. – Ciekawe, co dzisiaj będzie z tym gender – zagaja Adam. – Ciekawe, co na to wierni – odpowiadam, robiąc miejsce kocicy, by skoczyła na blat, skąd podąży jak zwykle do kranu, po wodę. – To właściwie nic nowego – kontynuuję. – Co się w końcu zmieniło od Adama i Ewy? – pytam retorycznie. – No co? – zainteresował się mój domowy Adam. – Nic.  Ostatecznie to Ewa skusiła Adama i zerwała jabłko kuszona przez węża. Gender to właśnie to: Ewa zrównała się z wężem i w to wszystko chcą wciągnąć Adama. – Biedny Adam – skwitował mój mąż. Na kawę przeszliśmy jak zwykle do salonu.

Kozaczek

28 grudnia 2013

 

 

 

Mamy zatem rok 1965KozaczekMam 10 lat, jestem w klasie trzeciej Szkoły Podstawowej nr 1 w Kudowie-Zdroju (kierowniczką tejże jest moja mama). Szkoła choinkę noworoczną zorganizowała w największej kudowskiej sali teatralnej w Sanatorium Polonia. Jak zwykle były uczniowskie występy. Tym razem tańczyłam „Kozaka”. Do tej pory pamiętam podstawowe kroki i przysiady, choć dziś już bym tak nogami nie machnęła. 🙂 Waga nie ta…  Występowałam od małego: śpiewałam piosenki (mój sztandarowy utwór to „Biedroneczki są w kropeczki i to chwalą sobie”), układałam słowa, pisałam teksty kabaretowe, grałam na pianinie. Jednym słowem dusza artystyczna. Osoba, która bardzo wiele mnie nauczyła, była moja nauczycielka muzyki i plastyki Bożena Dąbrowska. Mnóstwo jej zawdzięczam, pewnie i wybór w jakimś stopniu Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Kielcach. Dawno, dawno straciłam z nią kontakt i nie wiem nawet czy żyje. Chciałabym jednak, aby wiedziała, że moje plastyczne pasje po latach objawiły się znowu. Na pianinie natomiast nauczyłam grać kilka piosenek moją wnuczkę Emilkę.

Gender

28 grudnia 2013

Niedawno mój stały Czytelnik zapytał, co sądzę o gender. Odpisałam króciutko. Przyznam się, że gdy zaczęła się genderowa rozróba spytałam moją córkę Olę: – Słuchaj, co to jest ten gender. Ona na to, że to nauka o społecznych uwarunkowaniach płci. Od tej rozmowy, która odbyła się niecały miesiąc temu, sporo o tym myślę. Ja należę do starszego pokolenia kobiet walczących o równouprawnienie. W moich pracach: magisterskiej i doktorskiej pojawia się termin „emancypacja” (kłaniają się Emancypantki Prusa). Teorią równouprawnienia przestałam się zajmować na początku lat 90-tych i teraz odstaję zwyczajnie, przynajmniej jeśli chodzi o najnowsze prace genderystek. Jednak w gruncie rzeczy zawsze chodziło o to samo: o sprawiedliwość, równość, wolność wyboru dla kobiet.  Emancypacja, feminizm, gender, to teorie, ale i programy działania naszych prababć, babć, matek, córek, wnuczek. Oczywiście, nie wszystkich. Wśród kobiet zawsze było mnóstwo tych, które sprzeciwiały się wszelkim postępowym …izmom, wolały … yzm (np. katolicyzm). Mają do tego prawo, by optować za tradycją, domem, kuchnią. Ich oponentki także mają prawo, by iść do przodu, do wszystkich dziedzin życia, zdominowanych przez mężczyzn. Problemem jest język, jakim się o tych wyborach mówi czy pisze. Czy odsądza się oponenta od czci i wiary, wyzywa od kołtunek lub od zdurnociałych feministek. Jutrzejszy List pasterski biskupów nie jest przykładem umiaru w argumentacji i sądach, delikatności w podejściu do trudnych problemów, miłości bliźniego wreszcie. Bo przecież feministka jest też bliźnim (chyba).

PS Przypomniała mi się scena z Ewangelii, gdy Jezus pije wodę u studni i rozmawia z Samarytanką. To On był przykładem przełamywania społecznego tabu wobec kobiet. Wedle ówczesnych, dominujących u Żydów praw, nie powinien robić tego co zrobił. Podwójnie złamał tabu: rozmawiał z obcą kobietą, rozmawiał z Samarytanką.

PSPS W masonerii przydałaby się także Wysoka Komisja ds. Gender. Zdecydowana większość masonerii tradycyjnej, związana z Lożą Matką w Londynie, posługuje się nadal Konstytucją Andersona, zakazującą inicjacji kobiet. Właściwie, z punktu widzenia prawa Unii Europejskiej, pod tym względem konstytucja ta winna zostać zakazana. 🙂

Zgoda, zgoda!

27 grudnia 2013

W Kudowie Spacer na cmentarzuTo zdjęcia z Kudowy-Zdroju, z lat 1957-58. Jest zima. Dziadziuś Wolski pogodził się w końcu z małżeństwem moich rodziców (dlaczego taty nie chciał na początku? – jeden Bóg raczy wiedzieć, pewnie dlatego, że nie on go dla mamusi wybrał :-)).No więc po dwóch latach z hakiem dąsów,  nastąpiło ostateczne pojednanie. I widać je nad stołem. Zakrapiane (popijano oranżadą). Nie wiem, która to z restauracji kudowskich, było ich wiele, i we wszystkich moi rodzice z przyjaciółmi bawili się. I to często. W karnawale to tydzień w tydzień. Te bale kończyły sie często u nasw domu na ul. Zdrojowej, pamiętam, gdy budziłam się i piosenkę: „Nie warto było, z losem się droczyć”. Wracając do fotki. Gdzie byłam wtedy? Jak to gdzie: w łóżku i spałam. Grzecznie. Sama. Nie pilnowana. Byłam (ponoć) bardzo dzielną i samodzielną dziwczynką. Na drugim zdjęciu widzicie mnie (ta mniejsza) w pięknym, sztucznym misiu. Był to ponoć wtedy super prezent. Drogi i nie polski. Gdzie go dziadziuś dostał? – nigdy mi nie powiedzieli. Spacer był daleki, na cmentarz na Czermnej, gdzie stoi słynna kaplica trupich czaszek. Czy byliśmy w niej wówczas? – nie pamiętam.

PS Napisała do mnie przed chwilą mamusia (na zdjęciu w środku :-)) . Dzisiaj dziadziuś skończyłby 104 lata. 27 grudnia to dzień jego urodzin.

Nieco o racjonalności i duchowości

27 grudnia 2013

Jaki miły dzień poświąteczny! 🙂 Poszłam do pracy i siedzę sama w redakcji, robię porządki, jak zawsze pod koniec roku. Dla odpoczynku weszłam na FB i oto czytam śliczniutki tekst na nowym profilu fejsbukowym:  MASONERIA UROKLIWA:

„MASONERIA JEST KOBIETĄ.  Masoneria to głównie rytuał, bez którego bylibyśmy tylko klubami towarzyskimi. Bez wątpienia twórczymi i pożytecznymi, ale bez tradycji …i metodyki prac lożowych. Dlatego tak dbamy o głębię własnych rytuałów, ich racjonalny i emocjonalny przekaz, umysłową inspirację, porządek i dyscyplinę pracy i widowiskową teatralność też, gdyż cenimy profesjonalizm. Możemy dać sobie gardło podciąć, serce wyrwać i wypatroszyć wątrobę za to, co teraz napiszemy – jako prawie dogmat, choć to termin w masonerii passe – i stąd to asekuracyjne „prawie”. Nie ma dziś większych orędowniczek i ambasadorek – mądrości oraz piękna rytuałów prac lożowych, niż KOBIETY WOLNOMULARKI. Nie dlatego, że masoneria i loża są słowami rodzaju żeńskiego, lecz dlatego głównie, że historia przyznała im rację i oddała dziś światu dziejową sprawiedliwość. Masoneria „bez kobiet” – owo „no woman” w Konstytucji Jamesa Andersona z 1721 roku, nie brzmi wcale jak dożywotni – dla tej piękniejszej i pożyteczniejszej połowy ludzkości – wyrok, lecz jak ówczesny historyczny fakt podległości kobiet – władzy i woli mężczyzn”.

Rozpoznaję tu styl mego brata Marka – racjonalisty i cieszy mnie, że kolejne masońskie wrota otwierają się na świat. Ja sama jestem raczej byłą racjonalistką, bliżej mi do nurtu duchowego w masonerii (nie będę się teraz spierać, czym jest duchowość racjonalna :-)). Witam tym bardziej miło na mym blogu księdza Józefa, który nadesłał życzenia i gratulacje pod mym wczorajszym wpisem. Przyznam się do niedowiarstwa: sprawdziłam, rzeczywiście pod adresem ks. Józefa jest to co ma być, czyli uduchowione teksty religijne. O dogmatach katolickich nie pogadam, ale o miłości bliźniego – jak najbardziej. 🙂 Pozdrawiam.

Na Pastwiskach

26 grudnia 2013

To DSCN5040 DSCN5037są jedyne zdjęcia, gdy jestem sam na sam z moimi dziadkami. Na pierwszym idę z dziadziusiem Stanisławem Wolskim drogą. Te biedne, brzydkie domki, to tzw. „Pastwiska”, dzisiaj wielki Sosnowiec, ul. Żeromskiego a dziś (chyba Traugutta). Przed jednym  z nich, jestem z moją babcią Czesławą. Mam pewnie ze 3 latka. Jest zatem koniec lat 50+tych.