
Na zdjęciu ja, moja Ola i Emilka.
To były piękne dni – chce się napisać. W jaskini Raj została 2 sierpnia, czyli przedwczoraj, odsłonięta tablica pamiątkowa mego taty, Tadeusza Dołęgowskiego. Nastąpiło to w pierwszą rocznicę Jego śmierci w obecności wielu ludzi: mieszkańców domu, ogródka działkowego, mieszkańców Czerwonej Góry, przewodników Świętokrzyskich, naszych przyjaciół i oczywiście rodziny. Mama mówiła pięknie, jak to ona, przypomniały mi się zakończenia roku szkolnego w Kudowie-Zdroj (tata o mowach mamy powiedział mi kiedyś, że „przemawia jak anioł”). Przybył sam burmistrz Chęcin, z oddaniem organizowała imprezę nowa pani kierowniczka jaskini (przy pomocy dyrekcji Łysogór). Poprzedniego dnia, czyli 1 sierpnia byłam na Wojskowych Powązkach. Obchodziliśmy rocznicę Powstania Warszawskiego. Jakie to były różne przeżycia: tam Bohaterstwo, Bitwa, Wielka Polityka, Poświęcenie – WSZYSTKO PISANE DUŻYMI LITERAMI, a u taty zwykła praca prawie przez lat 40, kierowanie maleńskim obiektem turystycznym, oprowadzanie tysięcy ludzi, ot zwyczajnie, prosto, dla ludzi, tyle tylko, że także z wielką miłością do wykonywanej pracy. Ileż jest w Polsce takich najzwyklejszych ludzi jak tata. I jakie to było cudowne, że tylu, tylu ludzi wspomina go z uśmiechem, wzruszeniem, tylu pamięta. Łez trochę oczywiście uroniłam. Nazajutrz z mamusią, mężem, córką i wnuczką pojechaliśmy nad Zalew do Morawicy: upał, tłum, my troszkę ukryci w lesie. Pod pewnym krzaczkiem mamusia znalazła kieliszek – grube szkło, rowki, poręczność. – Mamuś – rzekłam – widzisz, to tata po swojemu daje nam znać, że jest i nadal czuwa; i skwitował całą operację z właściwym sobie poczuciem humoru. Rano tym kieliszeczkiem wypiliśmy (każdy) nalewkę zdrowotną bezalkoholową. No i wróciliśmy do Warszawy. 🙂