Posts Tagged ‘Tadeusz Dołęgowski’

Trudne czasy pozwalają rozkwitnąć człowiekowi

10 stycznia 2016

aszeraokł„Dla dobrego brydżysty nie ma złej karty. Nie ma wpływu na rozdanie. Liczy się tylko, jak rozegra partię”.  Te zdania bardzo mi się spodobały jako brydżystce i córce znakomitego brydżysty, mego taty Tadeusza Dołęgowskiego. A cytat pochodzi z wypowiedzi dr Marcina Fabjańskiego , który wraz z innymi znakomitościami mówi w weekendowej  „Gazecie Wyborczej” co robić, jak żyć, gdy świat pędzi jak rwąca rzeka, gdy przestajemy nadążać. Dr Fabjański jest autorem książki pt. Stoicyzm uliczny i twórcą Szkoły Filozofii Dostrojenia do Procesu Życia. Nie znam ani książki, ani Szkoły, ale bliskie jest mi, gdy mówi, że „trudne czasy pozwalają na to, by rozkwitnąć jako człowiek. Budować w sobie cnoty męstwa, mądrości, wytrwałości. Pozwalają wyćwiczyć odwagę. A według stoików tylko takie zbudowanie siebie pozwala osiągnąć upragnioną eudajmonię. Ona nie wynika ani zgody na cierpienie, ani z wygodnego żcyia. To stan bez emocjonalnych podrażnień, w którym nie ma chęci narzekania na złe czasy, za to jest gotowość odważnjego działania w zgodzie z cnotami”. Stoikiem był mój ulubiony cesarz Marek Aureliusz. Piszę o nim w swej książce ASZERA, ŻONA PANA BOGA kilkakrotnie. Trudno mi być stoiczką, choć staram się.

PS Wczoraj podarowałam ASZERĘ swojej loży Gaja Aeterna. Mój blog powstał w roku 2010, kiedy też narodziła się Gaja.

Kulig

30 grudnia 2015

DSCN8425Nie wiem czy jeszcze kiedyś pojadę kuligiem z saneczkami i końmi jak ten, który widnieje na zdjęciu (drugi od prawej jest mój tata, Tadeusz Dołęgowski). To jeden z wielu kudowskich kuligów. Z Kudowy jechało się wolno i z dużym trudem stale pod górę do Karłowa (tam, gdzie Góry Stołowe), a potem z powrotem, szalonym pędem w dół. Przyznam się, że bałam się nieraz okropnie, że sanki wypadną za barierkę, że zlecę, że koniom coś się stanie, ale nie pamiętam w sumie żadnego wypadku. Po tej drodze nie jechał wówczas żaden samochód, to były czasy lat 60-tych, gdy Polska (czyli PRL), była krajem pustych szos. Pamiętam oszronione drzewa, choinki całe w śniegu i mróz. I mnóstwo, mnóstwo śmiechu. Ta fotka pochodzi z jednego z licznych albumów mojej mamusi Zenony Dołęgowskiej. Przeglądałyśmy po Świętach, aby wybrać stare zdjęcia do kalendarza ze zdjeciami retro  na 2016 roku. Będzie na 33 urodziny Oli.

Zaduszki

30 października 2015

To moje najstarsze zdjęcie z odwiedzin na cmentarzu. Jestem – ta mniejsza – z dziadziusiem Stanisławem Wolskim, tatą Tadeuszem Dołęgowskim i koleżanką Bożenką. To cmentarz w Czermnej w Kudowie-Zdroju, gdzie się urodziłam. Jest koniec lat 50-tych. Teraz jadę z mamusią na groby dziadziusia i babci, taty, różnych cioć i wujków do Sosnowca. Taki piękny dzień na rozmyślania o wieczności i przemijaniu.Spacer na cmentarzu

Dusza jak rajski nietoperz

8 lipca 2015

W swojej wędrówce po Aszerze do wydania książkowego doszłam do lipca sprzed lat trzech, czyli 2012. Czytam posty, niektóre kopiuję i robię korektę. Łzy lecą mi cały czas z oczu. To czas, kiedy zmarł mój tata, Tadeusz Dołęgowski. Wcześniej odwiedził mnie w redakcji stary kolega jeszcze z czasów studiów i opowiedział, że był niedawno z wnukiem w Jaskini RAJ pod Kielcami, gdzie całe lata, od otwarcia jaskini w 1972 r. kierownikował mój tata. – Tablicę pamiątkową tuż przy kasie dla mego taty widziałeś? – spytałam. – Widziałem – odpowiedział i uśmiechnął się. Pojutrze, w motelu przy Raju odbędzie się przyjątko urodzinowe moje i mamusi. Skończymy wspólnie 140 lat, wcześniej wszyscy zwiedzimy pięknie odrestaurowane ruiny zamku w Chęcinach. Tata będzie gdzieś tam szybował nad nami, dusza – jak rajski nietoperz…

Druga rocznica śmierci taty

17 lipca 2014

Jutro będzie druga rocznica śmierci mego taty Tadeusza Dołęgowskiego. Na zdjęciu cztery pokolenia jego kobiet: żona Zenia, córka Mirka, wnuczka Oleńka i prawnuczka Emilka. Za nami tablica pamiątkowa, którą odsłonięto rok temu w podkieleckiej  Jaskini Raj, gdzie pracował od jej otwarcia w 1972 r. jako kierownik, a potem przewodnik. Oprowadzał po jaskini turystów, nawet wówczas gdy przekroczył  80-tkę. Bardzo to lubił. Lubił w ogóle ludzi, spokojny, uśmiechnięty, trochę wycofany prywatnie, miał swoją własną filozofię życiową; żyć i dać żyć innym. Nigdy, nikogo, do niczego nie zmuszał. Mam trochę cech po tacie, choć takim barankiem jak on nie jestem, tu wchodzą geny mamy – bojowniczki. Urna z prochami taty leży na cmentarzu w Porąbce – Sosnowiec, razem z moją babcią Czesławą Wolską i dziadkiem Stanisławem Wolskim. Oni wszyscy są nadal ze mną.
SAMSUNG CAMERA PICTURES

Moje menażki

16 lutego 2014

Film Smak curry godny obejrzenia. Ciepły, mądry, oszczędny, nostalgiczny… Głównym bohaterem filmu jest menażka, a raczej ich zestaw, w którym nosi się jedzenie, przyrządzane przez zaniedbywaną, śliczną hinduskią żonę. Zamiast do męża, jedzenie w tychże menażkach – przez pomyłkę rzecz jasna – trafia do samotnego wdowca, który wybiera się na wcześniejszą emeryturę. Zaczyna się smakowanie potraw i korespondencja na kartkach. Więcej nie napiszę, bo niby w tym nie ma żadnej akcji, a jest wszystko co nieszczęśliwym ludziom potrzebne, czyli nadzieja na bliskość i uczucie.

Mnie jednak te menażki zawiodły zupełnie gdzie indziej, tak samo jak w filmie. Już po pięciu minutach smakowania filmowego obiadu, ja przeniosłam się w świat dzieciństwa, do Kudowy-Zdroju, gdzie urodziłam sie i mieszkałam do końca szkoły podstawowej w 1970 r. I nosiłam obiady w menażkach. Nie lubiłam tego. Jeszcze niedawno o tym wspominałam mamusi. I nagle, te filmowe menażki, coś zrobiły z mymi wspomnieniami i ujrzałam sercem, poczułam smak i zapach – bułeczek maślanych z rodzynkami, które raz na jakiś czas serwowano kuracjuszom w sanatorium nr 5 na kolacje. Zamiast jednej czy dwóch, przynosiłam do domu nieraz i 5 takich świeżutkich, pachnących bułeczek, bo mój tata był w latach 50-tych kierownikiem tegoż sanatorium, panie kucharki bardzo go lubiły (znalazłam ostatnio jego zdjęcie z kucharkami, kelnerkami przy wielkich garach) i w związku z tym moje menażki były pełniejsze niż powinny zważywszy na bloczek, który oddawałam. Niedawno taką maślaną bułeczkę z rodzynkami ujrzałam w piekarni w pobliżu redakcji, ale nie kupiłam, bo  figura nie ta co w Kudowie… 🙂

Hulaj dusza!

31 grudnia 2013

TaniecSylwester nie Sylwester, Karnawał nie Karnawał, moi rodzice wraz ze swoim gronem przyjaciół i znajomych bawili się że hej. To lata 50-te. Kudowa-Zdrój, śliczne małe uzdrowisko w Kotlinie Kłodzkiej. Mama jest najmłodszą w Polsce kierowniczką Szkoły Podstawowej nr 1 . Tata kieruje transportem w Uzdrowisku a potem zostaje Przewodniczącym Rady Zakładowej. Pracują, uczą się, bawią. Ja chodzę do przedszkola, potem do szkoły, gdzie uczy moja mama geografii i przewodzi wszystkim. O tych latach napisała książkę pt.  Nie warto było? PRL moja młodość. Ja książkę wydałam. Dziś myślę o napisaniu dla wnuczki Emilki Ilustrowanej Kroniki Rodzinnej. Żeby rozpoznawała prapradziadków, dziadków, ciotki, wujków, wiedziała kim byli i jak żyli, aby mocno się ukorzeniła, bo takie drzewo z silnymi korzeniami trudno jest złamać.

PS Na mój wczorajszy wpis o spalonym domu Tosi mam mnóstwo odpowiedzi. Wiem już o trzech paczkach z książkami, które zostały wysłane dzisiaj. Rozmawiałam z ubezpieczycielem Tosi o tzw. „likwidacji szkody” (fajnie, że kieruję „Gazetą Ubezpieczeniową” :-)). Napisałam felieton w tej sprawie do noworocznego numeru swojej gazety. Sama nadałam paczkę na poczcie przy Placu Trzech Krzyży.  A Sylwester spędzam w domu z mężem Adamem, wnuczką Emilką i dwoma kotami. Z Emilką przebierzemy się za dwie pantery. Zrobimy zdjątko, to pokążę. Dobrego Roku 2014 moi kochani!!!

Zgoda, zgoda!

27 grudnia 2013

W Kudowie Spacer na cmentarzuTo zdjęcia z Kudowy-Zdroju, z lat 1957-58. Jest zima. Dziadziuś Wolski pogodził się w końcu z małżeństwem moich rodziców (dlaczego taty nie chciał na początku? – jeden Bóg raczy wiedzieć, pewnie dlatego, że nie on go dla mamusi wybrał :-)).No więc po dwóch latach z hakiem dąsów,  nastąpiło ostateczne pojednanie. I widać je nad stołem. Zakrapiane (popijano oranżadą). Nie wiem, która to z restauracji kudowskich, było ich wiele, i we wszystkich moi rodzice z przyjaciółmi bawili się. I to często. W karnawale to tydzień w tydzień. Te bale kończyły sie często u nasw domu na ul. Zdrojowej, pamiętam, gdy budziłam się i piosenkę: „Nie warto było, z losem się droczyć”. Wracając do fotki. Gdzie byłam wtedy? Jak to gdzie: w łóżku i spałam. Grzecznie. Sama. Nie pilnowana. Byłam (ponoć) bardzo dzielną i samodzielną dziwczynką. Na drugim zdjęciu widzicie mnie (ta mniejsza) w pięknym, sztucznym misiu. Był to ponoć wtedy super prezent. Drogi i nie polski. Gdzie go dziadziuś dostał? – nigdy mi nie powiedzieli. Spacer był daleki, na cmentarz na Czermnej, gdzie stoi słynna kaplica trupich czaszek. Czy byliśmy w niej wówczas? – nie pamiętam.

PS Napisała do mnie przed chwilą mamusia (na zdjęciu w środku :-)) . Dzisiaj dziadziuś skończyłby 104 lata. 27 grudnia to dzień jego urodzin.

Tata w Raju

4 sierpnia 2013

Tablica taty, Raj 2 sierpnia 2013
Na zdjęciu ja, moja Ola i Emilka.
To były piękne dni – chce się napisać. W jaskini Raj została 2 sierpnia, czyli przedwczoraj, odsłonięta tablica pamiątkowa mego taty, Tadeusza Dołęgowskiego. Nastąpiło to w pierwszą rocznicę Jego śmierci w obecności wielu ludzi: mieszkańców domu, ogródka działkowego, mieszkańców Czerwonej Góry, przewodników Świętokrzyskich, naszych przyjaciół i oczywiście rodziny. Mama mówiła pięknie, jak to ona, przypomniały mi się zakończenia roku szkolnego w Kudowie-Zdroj (tata o mowach mamy powiedział mi kiedyś, że „przemawia jak anioł”). Przybył sam burmistrz Chęcin, z oddaniem organizowała imprezę nowa pani kierowniczka jaskini (przy pomocy dyrekcji Łysogór). Poprzedniego dnia, czyli 1 sierpnia byłam na Wojskowych Powązkach. Obchodziliśmy rocznicę Powstania Warszawskiego. Jakie to były różne przeżycia: tam Bohaterstwo, Bitwa, Wielka Polityka, Poświęcenie – WSZYSTKO PISANE DUŻYMI LITERAMI, a u taty zwykła praca prawie przez lat 40, kierowanie maleńskim obiektem turystycznym, oprowadzanie tysięcy ludzi, ot zwyczajnie, prosto, dla ludzi, tyle tylko, że także z wielką miłością do wykonywanej pracy. Ileż jest w Polsce takich najzwyklejszych ludzi jak tata. I jakie to było cudowne, że tylu, tylu ludzi wspomina go z uśmiechem, wzruszeniem, tylu pamięta. Łez trochę oczywiście uroniłam. Nazajutrz z mamusią, mężem, córką i wnuczką pojechaliśmy nad Zalew do Morawicy: upał, tłum, my troszkę ukryci w lesie. Pod pewnym krzaczkiem mamusia znalazła kieliszek – grube szkło, rowki, poręczność. – Mamuś – rzekłam – widzisz, to tata po swojemu daje nam znać, że jest i nadal czuwa; i skwitował całą operację z właściwym sobie poczuciem humoru. Rano tym kieliszeczkiem wypiliśmy (każdy) nalewkę zdrowotną bezalkoholową. No i wróciliśmy do Warszawy. 🙂

Minął rok…

18 lipca 2013

W Czerwonej Górze
To tato, Tadeusz Dołęgowski i mąż Adam w altaneczce w Czerwonej Górze. Było to 3 lata temu. Rok temu tata zmarł. Dzisiaj jest pierwszaa rocznica Jego śmierci.
PS Tata pokazywał pewnie Adamowi jakąś kiść winogron, ale palec wskazuje ku niebu 🙂 Niedługo w Jaskini Raj, gdzie pracował przez 38 lat jako kierownik – do emerytury – a potem przewodnik, zostanie odsłonięta tablica pamiątkowa. I ciągle nie mogę się temu nadziwić. Najskromniejszy człowiek jakiego znam, a będzie miał tablicę! 🙂