Archive for Październik 2011

„aszera matka boska”

31 października 2011

Tytuł powyższy to – jak widać – cytat. Ktoś, nie wiem kto, wpisał w Google właśnie takie trzy wyrazy i małymi literami. Rozśmieszyło mnie to bardzo na początku, ale i zastanowiło mocno, bo coś głębszego w tym chyba jest. Aszera, żona boga lub bogów, była też matką bogów, była więc tą „matką boską”.  W dzisiejszej Polsce „Matka Boska” pisana dużymi literami kojarzy się jednoznacznie, ale pisana małymi – już inaczej brzmi. Można przecież i tak, i tak… „Matka Boska” jest też matką boską, jedną z wielu matek.

Groby, gruszki w sosie królewskim i kapusta szatkowana

31 października 2011

Wróciłam z podróży w Kieleckie i z Zagłębia. W „czerwonym” Sosnowcu wygrał Palikot! Wielki Sosnowiec to miasto rodzinne ze strony mojej mamy. I na tych grobach byliśmy z mamusią i kuzynką Anią. Dla babci i dziadziusia wiozłam wieniec ze stolicy, nie chwaląc się był „miss” cmentarza, myślę, że babcia doceniła. Przy grobie spotkaliśmy rodzinę ze strony dziadka Wolskiego, której ja nigdy nie widziałam, ale przez całe życie słyszałam o bracie dziadka komuniście (z dziadkiem pogodzili się dopiero na łożu śmierci), uczciwym, dobrym, sprawiedliwym człowieku, który żył biednie, umarł biednie, bo żył z zasadami, które głosił. Byli tacy. Nasz dziadek był zawsze anty. Były czasy, że jeden z przyszywanych członków rodziny nas nazywał „czerwonymi pająkami spod Kremla”. Im jednak dalej, tym epitetów mniej, pewnie dlatego, że kapitalizm okazał się nie taki cudowny, jak wielu myślało strajkując przeciw socjalizmowi. Ja teraz jestem przepołowiona, serce mam nadal po stronie lewej, ale interesy z drugiej strony, boć przecież sama firmę prowadzę. Masoneria stawia mnie ponad tymi podziałami, stawiając na pierwszym planie sprawy etyczne. I takie podejście jest mi najbliższe.

Wracając do grobów. Najstarszy był mojej prababci Antoniny, umarła pół wieku temu i pamiętam ją jak przez mgłę. Ma bratki na grobie i żelazny krzyż pośród wszechobecnych marmurów i grobów z lastryko. Droga wte i wewte była przepiękna, bajkowa, drzewa jesiennymi kolorami przybrane. W Książu Wielkim w restauracji prowadzonej przez Świadków Jehowy zaprosiłam mamusię i kuzynkę na obiad. Pyszna zupa z grzybów z pańskiego lasu w chlebku gorącym podawana i gruszki w sobie królewskim. Mniam, mniam! Przed Książem, w Makowicach, kupiłyśmy wory: ziemniaków, cebuli i kapusty szatkowanej. Gdy teraz pociągnę nosem czuję ją, bo dostałam od mamusi trochę i właśnie gotuję. Będzie zasmażana, tak jak to moja babcia robiła. Zrobię tę kapustę jutro na jej cześć. A na cześć wszystkich świętych (wszystkie groby mamy już za sobą) idziemy z mężem do kina na „Habemus papam”. Myślę, że dobry wybór w takim dniu 🙂 Bogobojny, choć nie do końca…

O mamonie, posiadaniu i władzy

28 października 2011

Benedykt XVI w Asyżu: „Uwielbienie mamony, posiadania i władzy jawi się jako kontreligia, w której nie liczy się już człowiek, lecz jedynie korzyść osobista” (za GW z 28 X, str. 10). Podpisuję się obydwiemma rękami.

20 tys. funtów dziennie strat

28 października 2011

Wszyscy dziś w Europie liczą pieniądze, a raczej dziurę po ich braku. Kościół anglikański też liczy i wyliczył, że z powodu zamknięcia katedry pod wezwaniem św. Pawła w centrum Londynu, gdzie ulokowali się ze swymi namiotami  Oburzeni, traci 20 tys. funtów dziennie. Richard Chartres, anglikański biskup Londynu powiedział, że „Nadszedł czas, aby protestujący odeszli, zanim obecność obozu przyćmi sprawę, w imię której tu się zebrali”. Nic mi nie wiadomo, aby trzecia co do ważności osoba w kościele anglikańskim zatroszczyła się o dusze protestujących. O kieszeń Kościoła i wygodę turystów – i owszem. Skutki takiej postawy już są i będą.

W najnowszym „Wproście” na przykład, John L. Allen, ekspert CNN od spraw Kościołą mówi: „Najważniejsza rzecz, która dzieje się w chrześcijaństwie zachodnim, czyli w Europie i USA, to przekształcanie się religii  jako siły kształtującej kulturę większości w chrześcijaństwo mniejszości”. […] Z pewnością jednak osobą, która świetnie rozumie, co się dzieje w świecie chrześcijańskim jest Benedykt XVI. Papież już 30 lat temu zaczął używać terminu <kreatywna mniejszość>. Już wtedy nie miał złudzeń co do kierunku, w którym idzie chrzyścijaństwo. … Papież zauważa, że w wielu krajach ludzie mówią <tak> Jezusowi, ale <nie> Kościołowi. … [jednak] jest pełen nadziei. Jest pesymistą z perspektywie krótkoterminowej i optymistą, gdy patrzy w odległą przyszłość”.

Grecki dług zredukowany

27 października 2011

Usłyszałam dzisiaj dowcip o redukcji greckiego długu: Przychodzi turysta do greckiego hotelu, kładzie 100 euro na ladę i chce obejrzeć pokoje. Hotelarz daje mu klucze (hotel pusty), łapie banknot i leci do piekarza oddać dług. Piekarz łap za 100 euro leci do rzeźnika, by oddać swój dług. Rzeźnik oddaje rolnikowi, ten ze stówą leci do Córy Kopryntu, której nie zapłacił za dwa ostatnie numerki, ta ze stówą idzie do hotelu, bo nie płaciła za pokój. A turysta? Nie spodobały mu się pokoje, zabiera swoje 100 euro i wychodzi. Wszyscy niby oddłużeni, ale pieniędzy nie ma. I jak tu żyć?

PS Tomasz Płókasz – to on 5 dni temu puścił ten dowcip na swoim blogu. Teraz do tego doszłam, bo dowcip stał się bardzo popularny i moja wersja takoż. Pozdrawiam Panie Tomaszu ciepło!

Wszędzie pola ryżowe…

26 października 2011

Ja (ja Mirosława, nie Czcigodna Mistrzyni Prometei), zamiast Unii Europejskiej stworzyłabym państwo federacyjne  EUROPA. Z własnym rządem, prezydentem, parlamentem, bankiem centralnym, który by czuwał nad wspólną walutą, czyli Euro. Za drogi to pewnie projekt na teraz, gdy wstrząsają nami konwulsje europejskich banków i europejskich państwowych prawie bankrutów. Ratunek ponoć w… Chinach. Europejska delegacja będzie prosiła o wykupienie Chińczyków naszych europejskich papierów dłużnych. Chińczycy mają już w kieszeni Amerykę, mogą mieć i Europę. Pewnie to oni stworzą kiedyś olbrzymie Państwo Środka z regionami w Ameryce, Europie, Afryce, rzecz jasna i Azji. I wszędzie będą sadzić ryż. 🙂

Wiersz o pewnym psie, który zadławił się kością

24 października 2011
 
Cisza, burza, to mnie wkurza!
Burza… Cisza… Nic nie słyszę,
nic nie mówię, lubię? czubię?
wyję? szlocham? Nie wiem nic
– to znaczy kocham?
Precz z lubieniem!
Precz z miłościa!
Dławię się nią jak pies kością.
Jak pies kość do szpiku gryzę,
przyjdzie czas, to się wyliżę.

Masoni na grzybki!

23 października 2011

Zadzwoniła do mnie dzisiaj Ewa Mgiełka, wierna czytelniczka mojego bloga, zafascynowana od dawna ideałami wolnomularskimi. Ewa  – jak dowiedziałam się kiedyś – mieszka hen w Polsce, pod lasem, gdzie rosną grzyby. Opowiedziałam, że od dzieciństwa zbierałam grzyby, a ich gatunków uczył mnie tata. Od słowa do słowa, sama nie wiadomo kiedy, przestałam te grzyby zbierać (tak jak i śpiewać, tańczyć i grać na pianinie), no i wyszło na to, że Ewa chce mi w prezencie pod choinkę wianek prawdziwków suszonych przesłać. Do Świąt daleko, ale ja już się cieszę tą wigilijną zupą grzybową (nasza rodzina jest w grzybowej mniejszości, większość wybiera barszczyk czerwony z grzybowymi na szczęście uszkami). I jako nowa czcigodna loży Prometea mam zadanie: tak rozwijać nasz warsztat jak się da, aby za jakiś czas powstały kobiece trójkąty masońskie w innych miastach w Polsce, tak, aby tak wspaniałe kobiety jak moja Ewa Mgiełka mogły do nich wstępować. Obiecuję Ewo robić co tylko się da. Dla mnie jesteś już teraz moją siostrą „z duszy”. Da Wielki Architekt Wszechświata, że kiedyś staniesz się prawdziwą wolnomularką.

Przepis na miłość – przepis na czekoladki

23 października 2011

Wróciłam właśnie z francuskiego filmu pt. Przepis na miłość. Prościutki i uroczy. Były momenty, że śmiałam się a łzy ciekły mi po policzkach. Nieraz te łezki były nie od śmiechu, ale może wzruszenia (mimo wszystko?) Przepis na miłośc miesza się w filmie z przepisem na czekoladki – to najsmaczniejsze fragmenty, aż ślinka cieknie do ust! Zaczynam szukać wokół siebie. Kto z pozoru sztywniak jak kij od szczotki jest zwyczajnym, zakompleksionym i nieszczęśliwym nadwrażliwcem? Polecam i paniom, i panom. 🙂

Święty Paweł zapłakał…

22 października 2011

W Londynie jest kościół pod wezwaniem świętego Pawła. Stoi gdzieś niedaleko giełdy. Londyńscy „Oburzoni” nie dostali zgody na okupację terenu przy giełdzie, więc rozbili swoje miasteczko wokół kościoła. Kościół zamknięto i jakiś kościelny dostojnik wystosował list do oburzonej młodzieży, aby rozeszła się i poszłą okupować gdzie indziej.

Ale czasy! Myślę, że święty Paweł, o ile z nieba obserwuje to widowisko, rwie sobie włosy z głowy. On, który stał się Pawłem z Szawła, który wydeptał setki kilometrów na południu Europy, by dotrzeć z dobrą nowiną do pogańskich ludów, firmuje instytucję, która zamyka się przed biednymi, odrzuconymi przez wielkich i możnych tego świata! Już nie wspomnę o samym Chrystusie, który pewnie by zamieszkał z koczującymi, rozmnożył w razie potrzeby parę ryb i chlebów, a i pewnie uzdrowił co chorszych… Czas na zmiany, to pewne.