„W centrum debaty toczącej się dziś i w Polsce, i w Europie jest kwestia demokracji i pytanie o naszą tożsamość. Pomnik powstania Warszawskiego i Sąd Najwyższy, które wciąż oglądaliśmy ostatnio w telewizji, łączy sprzeciw wobec próby zawłaszczenia wolności” – przeczytałam w dzisiejszej Wyborczej. Co do tego, co łączy, to się zgadzam, ale jest jeszcze kwestia tego, co dzieli. Gdyby demonstranci pod Sądem Najwyższym chcieli przyjąć za swoje metody powstańców, to zamiast zapalonych świeczek, powinni przynieść ze sobą koktaile Mołotowa. Na szczęście „Mit, który wciąż każe nam iść do walki” (to tytuł materiału w GW), nie jest na tyle silny, by Polacy wywołali kolejne powstanie. Wolą spacerować, palić świeczki i śpiewać razem z Maleńczukiem czy bić brawo Jandzie i Stalińskiej, recytujących wersety Konstytucji RP. I tak trzymać!
PS Jest to „najgorszy tekst,jaki kiedykolwiek napisałam” – zdaniem mego stałego Czytelnika Wojciecha Domagały. Jeszcze się taki nie urodził… 🙂