W Bibliotece Narodowej załatwiałam niedawno sprawy służbowe. Do redakcji wracałam autobusem. Troszkę musiałam poczekać. Patrzę, a obok mnie, na ławce leży stary, styczniowy numer „Warszawskiej Gazety”, a w nim artykuł pt. Zatrute źródło: MASONERIA. Artykuł był właściwie omówieniem książki, pracy zbiorowej pod redakcją ks. Tadeusza Kiersztyna, wydanej non profit w Krakowie w 2010 r. Ja natrafiłam na odcinek pierwszy całego cyklu o genezie masonerii. Słownictwo i argumentacja dzieła wygląda mi na bliskie końca wieku XIX. Dam próbkę: „Masoneria jest ukazana pod postacią nierządnicy, gdyż zrodziła się i działała przez pierwszych kilkaset lat w krajach chrześcijańskich, a zdradę Boga dokonaną przez ochrzczonych ludzi, którzy sprzymierzyli się z Lucyferem, zwanym też Szatanem, Pismo Święte określa zawsze mianem prostytucji. Właśnie pod wizerunkiem bestii ukazany jest Lucyfer (Szatan), który niesie nierządnicę, dając jej siłę i kierując jej poczynaniami. O co w tym wszystkim chodzi? […] Tylko masoni najwyższych stopni wtajemniczenia zyskują pełną świadomość, że Wielki Architekt Wszechświata to Lucyfer, dla którego wznoszą wszechświatową świątynię i mają nadzieję, że w jego imię oni będą rządzić światem”.
Wydawało się, że po aferze Leo Taxila z końca XIX wieku, w której całkowicie ośmieszono „kult szatana” w lożach, takie bzdury już się nie odrodzą. A wygląda na to, że traktowane są z całą powagą. Ileż tych „sług szatana” mieliśmy w historii Polski: twórcy Konstytucji 3 Maja na czele z królem Stasiem, i gen. Jan Henryk Dąbrowski, bohater Hymnu Narodowego nim był, i książę Józef Poniatowski, który spogląda na nas spod Pałacu Prezydenckiego, i Janusz Korczak od osieroconych dzieci i Treblinki, i twórca ZWZ gen. Tadeusz Karaszewicz-Tokarzewski – wszystko to są słudzy szatana, których jedynym życiowym celem było zniszczenie Kościoła katolickiego. „Humanizm, powszechne braterstwo i prawa człowieka” – to nie są tylko przykrywki dla „ponurej masońskiej rzeczywistości”, jak chcą autorzy omawianego „dzieła”. Są rzeczywiście Dobrem i Prawdą. Dlaczego nasi interlokutorzy nie potrafią uwierzyć w Dobro, które miałoby inną twarz niż ich Dobro? w inną Prawdę?, w inne Piękno? Poglądy ludzkie są jak różnobarwna tęcza, a nie jak biało-czarny powróz, na którym chciałoby się powiesić bliźniego…