Archive for the ‘ze wspomnień’ Category

Do Buska, do siarki, do wspomnień

26 września 2015

buskoJutro rano jadę na (ponoć) zasłużone,  jednotygodniowe wakacje. Na 1 tydzień pozwalają  sobie właściciele większości mikro i małych firm, tak jak ja, zachowuję się zatem typowo. Zamiast na Lesbos (pa, pa Safono), jadę do Buska-Zdroju, miejsca, z którym wiąże mi się wiele, wiele wspomnień. Mam 20 lat i trochę, przez dziurę w płocie wchodzę na basen sanatorium wojskowego, zimna woda, młody chłopak, który wręcza mi gałąź ne wpół dojrzałych mirabelek. Mam 40 lat z dużym hakiem, w pięknym kapeluszu podążam na Górkę, do szpitala, aby zaproponować chorym dzieciom udział w konkursie rysunkowym mojej „Gazety Ubezpieczeniowej”. Ta wizyta zaowodowała dwoma wydaniami książki o założycielu Górki drze Szymonie Starkiewiczu i dziele jego życia pt. CZYN I ZŁA. Wspomnienia z Górki. W doktorze „Judymie z Górki” odnalazłam brata – masona. Busko to znajomości z mnóstwem ludzi, na czele z panią Anią i jej mężem Jerzym, gdzie zatrzymam się teraz na ul. Bajkowej. Busko to dobre miejsce, aby w wannie z siarkową wodą zastanowić się nad sobą i swoim życiem. Dokąd zmierzam, czego jeszcze chcę. Nieraz nie wiem, czego jeszcze chcę od życia, bo przecież tyle mam. Może wystarczy?

PS Jako lekturę, biorę książkę Pawła Dangla, b. prezesa Allianz Polska o swoim życiu (i kryminały).

15 lat mojej „Gazety Ubezpieczeniowej”

1 lutego 2014

DSCN5298Dzisiaj jest wigilia pewnego jubileuszu. Otóż dokładnie 15 lat temu na rynku prasowym ukazał się tygodnik „Gazeta Ubezpieczeniowa”.  Pismo należało wówczas do Wydawnictwa INFOR (tego od „Gazety Prawnej”, gdzie przez kilka lat byłam sekretarzem redakcji). Ja redagowałam GU od pierwszego numeru, chociaż formalnie redaktorką naczelną zostałam… 1 kwietnia 1999 r. Po początkowych niebotycznych nakładach (reforma ubezpieczeń społecznych, OFE, kasy chorych), zaczął się spadek. Prezes INFOR Ryszard Pieńkowski stracił zainteresowanie do ubezpieczeń. A ja zaryzykowałam i wzięłam pismo w dzierżawę. Po roku chciano mi dzierżawę wymówić i gazetę sprzedać innemu inwestorowi. Pomógł mi cud (opiszę go na łożu śmierci 🙂 i nie dysponując żadnym kapitałam kupiłem GU = na raty, które spłaciłam po półtora roku. Jesteśmy teraz jedynym tygodnikiem ubezpieczeniowym na polskim rynku, gazetą współkieruje – jako moja zastępczyni – red. Aleksandra Wysocka-Zańko, w cywilu moja córka. I to jest wielka przygoda. Kocham robić to co robię: pisać, redagować, spotykać się z ludźmi. Od dwóch lat w naszej stajni jest jeszcze jeden źrebak – kwartalnik „Wolnomularz Polski”. Za rok mogłabym właściwie przejść na emeryturę, bo skończę 60 lat, ale oczywiście nie przejdę. Póki Wielki Architekt da sił i weny twórczej, będę pracować, pisać i redagować. Pozdrawiam wszystkich moich Czytelników serdecznie. Ponoć życie zaczyna się po 60-tce! 🙂

Pamiętamy

1 listopada 2013

Monument Wojciecha Stpiczyńskiego na warszawskich Powążkach WojskowychDzisiaj, w dniu Wszystkich Świętych byłyśmy z Olą na warszawskich Powązkach Wojskowych, gdzie mamy nasze groby rodzinne. Dosłownie kilka metrów od grobu ojca mego męża Klemensa Orowąża Wysockiego ma swój pomnik Wojciech Stpiczyński, piłsudczyk, harcerz, peowiak, redaktor wreszcie i mason. To jemu zawdzięczamy termin „sanacja”, określenie rządów piłudczyków po zamachu majowym. Nawet w Słowniku Biograficznym Ludwika Hassa nie ma informacji, do której z lóż warszawskich Wielkiej Loży Narodowej Polski należał. Z jego biografii wiemy, że był na Śląsku podczas pierwszego i drugiego powstania. Pełnił tam funkcję reprezentanta rządu polskiego przy powstańczych władzach. Czy spotkał się tam z moim teściem, porucznikiem Klemensem?, oddelegowanym do powstania przez polskie władze i kierującym powstańczą defensywą, czyli kontrwywiadem wojskowym? Tego się nigdy nie dowiemy. Cześć ich pamięci.

Ola przy grobie dziadka Klemensa odrowąża Wysockiego

Strug i Wiedeń

27 listopada 2012

Nie można mieć w życiu wszystkiego. W czasie, gdy wracałam z Wiednia, w Muzeum im. Andrzeja Struga odbywała się piękna impreza Jemu poświęcona. Była na szczęście Ola, robiła zdjęcia. Niedługo będzie kolejne spotkanie, ogólnopolska konferencja pt. Andrzej Strug – dzieło i czasy, która odbędzie się w siedzie Muzeum Władysława Broniewskiego w dniach 6 – 7 grudnia br. Jedna z sesji będzie nosić tytuł „W kręgu Sztuki Królewskiej. Prof. Tadeusz Cegielski opowie o Strugu jako wolnomularzu, a dr Marek Rezler o myśli wolnomularskiej Bronisława Trentowskiego. Będę zdawać relację.

Przędź się przędź wrzeciono…

1 grudnia 2010

Czytam sobie w Wipipedii o starożytnychg hebrajczykach: „Najstarsza wzmianka o Hapiru występuje pod postacią logogramu SA.GAZ w pewnym dokumencie z czasów Szulgi, króla III dynastii z Ur, który panował w II. połowie III tysiąclecia p.n.e. Opisano ich wówczas jako rabusiów mieszkających ze swymi rodzinami w namiotach na pustkowiu, którzy chodzą własnymi drogami, a utrzymują się z hodowli zwierząt oraz pracy na roli.  Ci nadzy ludzie, którzy podróżują w martwej ciszy. Co do ich mężczyzn i ich kobiet, ich mężczyźni chodzą tam gdzie im się podoba, ich kobiety noszą wrzeciono i misę przędzalniczą . Ich obozowiska są gdziekolwiek je rozbiją. Dekretów Szulgi, mojego króla, oni nie przestrzegają.  Ta pierwsza znana charakterystyka hapiru odpowiada także wszystkim późniejszym opisom tej grupy pochodzącym z II tysiąclecia p.n.e. Wspomina o nich co najmniej 235 tekstów klinowych z tego okresu”.

Nie umiałabym uprząść nici, na tkactwie w naszym kieleckim Plastyku tego nas nie uczono. Przędzę kupowano po prostu. Uczyłam się za to farbować i mam 3 swoje gobeliny z farbowanej przez siebie wełny. Ostatni utkałam chyba ze 34 lata temu. Uff, jak dawno…

Wolnomyśliciele i masoni

29 listopada 2010

Dzisiaj przesłałam koledze swój starutki tekst – sprzed 23 lat! – o początkach polskiego ruchu wolnomyślicielskiego na ziemiach polskich. Pisałam go na 80-lecie tegoż ruchu, jeszcze za starego ustroju. Kilka lat temu „umasoniłam” go, tj. dodałam elementy wolnomularskie, o których pojęcia nie miałam za czasów komuny, bo ani mi do głowy nie przyszło, że istnieje jakaś loża sądząc, że to tylko historia. No a tu nie minęło lat kilka, a mój mąż Adam stał się masonem, członkiem loży „Wolność Przywrócona”, a po nim ja sama. Na dokładkę posłałam też tekst o księciu Józefie Poniatowskim, pisany dla mojej macierzystej loży Prometea, w którym wykorzystałam artykuł z numeru pierwszego „Wolnomularza Polskiego” o mszy żałobnej za księcia, którą urządzili jego bracia w fartuszkach w 1813 r,. Był rok 1993, rocznica 180-lecia jego śmierci w nurtach Elstery. Za trzy lata mamy 200-lecie śmierci dzielnego księcia i zdobywcy niewieścich serc. Czas leci.

Sz:.L:. Prometea na Wsch:. Warszawy ma 10 lat!

4 listopada 2010

Właśnie napisała do mnie siostra Małgosia: Mirusiu, czy pamiętasz, ze dzisiaj jest rocznica 10-lecia naszej loży, Prometei na Wsch:. Warszawy? O Wielki Architekcie, zapomniałam! W wirze przygotowań do tej rocznicy, które odbędą się za 2 tygodnie, w wirze przygotowań co zapalenia świateł naszej drugiej kobiecej loży w Polsce Gai Aeterna, zapomniałam, że 4 listopada przed 10 laty był ten dzień! Było kilka wydarzeń w moim życiu, które zmieniły jego kształt, odcisnęły swoj znak. Do takich właśnie należy moje wstąpienie do masonerii. Cudowne doświadczenie duchowe, które pozwala mi w codzienności wznosić się hen, wysoko  w niebiosa i jeszcze dalej, podążać śladem króla Salomona, szukać śladów jego Świątyni, myśleć o Prometeuszu i pierwszym kowalu ludzkości Tubal Kainie.

Tablica dla Izy Jarugi-Nowackiej

14 października 2010

Wczoraj śpieszyłam się na spotkanie z jednym z ” moich” prezesów ubezpieczeniowych do Marriotta. W drodze z redakcji przechodziłam koło Ministerstwa Pracy. Zobaczyłam spory tłumek, w tym żołnierzy, i od razu wiedziałam, że to będzie dla Izy Nowackiej. Tablica jest wielkości tej, którą wcześniej ufundowano Jackowi Kuroniowi. Kuronia wisi po lewej od wejścia, Izby – po prawej. Jacek trochę poszarzał, Izba jakby podmalowana, wyrazistsza; wiadomo – kobieta. Stanęłam na trochę z tyłu, gdy zagrała trąbka, otarłam oczy. Przypomniałam sobie Izę jak żywą, z jej uśmiechem, stanowczością. (more…)

Anemon dla Bogini Isabel Allende

30 Maj 2010

To moje ukochane majowo-czerwcowe kwiatki, anemony. Moja pierwsza ślubna wiązanka sprzed 34 lat była z anemonów, ale kolorowych. Po tamtym mężu dawno, dawno ślad zaginął, a anemony nadal lubię i mam ich mnóstwo w Zalesiu. Porastają stary klomb na działce mojej córki Oli, zajęły miejsce łubinów, które kilka lat temu zostały skonsumowane przez mszyce. Padły z honorem (łubiny nie mszyce), a niby anemiczne anemonki nagle dostały wigoru i rozrastają się, gdzie mogą i nie mogą. Właśnie w Zalesiu dokończyłam dzisiaj świetną książkę Isabel Allende pt. Suma naszych dni (kupiłam ją Oli na imieniny). Znalazłam tam frazy, pod którymi podpisuję się cała sobą. Cytuję: „Tutaj na świecie, który zopstawiłaś za soba, Bogiem zawładnęli mężczyźni. Stworzyli jakieś niedorzeczne religie, które nie wiem, jak mogły przetrwać tyle wieków i nadal zyskują wyznawców. Są nieubłagani – głoszą miłość, sprawiedliwość i miłosierdzie, a żeby je narzucić, popełniają okrutne czyny. (more…)

Gdzieżeś ty bywał czarny baranie?

21 Maj 2010
Nawet nie jednego barana, a całe stado baranów i owiec ratowano z powodzi. Czarne były od mułu, jak ta moja czarna owca z niedawnego wpisu o czarnych kościelnych owieczkach. I beczały biedne beeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee… No, ale zostały uratowane. Mokre, złachmanione, ale żywe. Może jeszcze będą szczęśliwe? A slimaka już nie pokazują, ciekawe, gdzie przebywa teraz.

PS Acha, moja babcia była z domu Baran.