Co za radość. W naszym domu pojawiło się mnóstwo aniołków! Są szydełkowe i koronkowe, białe, tak jak to aniołki. Aniołki zrobiła Tosia. To jej jakiś czas temu w przedświątecznym okresie spalił się dom, w tym i wspaniała biblioteka. Zaczęliśmy posyłać Jej książki. Tosiu, przyślij fotkę, jak wyglądają na półkach odbudowanego domu? Teraz jesteśmy przyjaciółkami z daleka. Tosia ma wspaniałe pióro, jest autorką „Wolnomularza Polskiego”. Będzie i w najnowszym, zimowym numerze z artykułem Dżihad i my. To dzielna i bardzo odważna kobieta. Tosiu, dziękuję. Aniołki co do jednego zawisną na choince. 🙂 Na razie dla Emilki to świetna zabawa. 🙂
Posts Tagged ‘Emilka’
Przyfrunęły do mnie aniołki
9 grudnia 2015Wesołych Świąt życzy partia i rząd :-)
6 grudnia 2015Dzisiaj mieliśmy rodzinnego, wesołego Mikołaja. Prezentów i prezencików było mnóstwo. Różnorodnych. Dziadziuś Adam dostał od córki do przeczytania jej masońską deskę na temat masonerii operatywnej, w której opowiadała m .in. o manufakturze wydawniczej, jaka była w latach 90-tych w naszym domu. Ola – nastolatka w niej uczestniczyła, robiąc (jako jedyna wówczas komputerówka w naszym domu) „Wolnomularza Polskiego”, ulotki i dyplomy masońskie. Adam czyta to obecnie i się mocno wzrusza. Emilka dostała od prababci Zeni książeczkę o hodowli kur (trzyma ją w ręku na zdjęciu), bo moja wnuczka chce mieć w przyszłości farmę. W tym celu będzie studiować na SGGW. I to był (mój tym razem) prezent: własnoręczne życzenia z autografem dla Emilki od urządującego Rektora tej uczelni. Ola dostała książkę o Brunie Schultzu i jego narzeczonej, ja – cudowne mydło w płynie i krem. Uwieńczeniem rodzinnego Mikołaja było wspólne zdjęcie. Na odchodnym Emilka, ubrana w czapkę Mikołaja rzuciła: – Wesołych Świąt. Ola natychmiast dodała: – Życzy partia i rząd. – Zobacz – zauważyłam – znowu pasuje…
1 września
1 września 2015Do klasy 3. moja wnuczka Emilka dostała nową sukienkę – granatową, jak należy. Był taki upał, że nie chciało się dziecku przymierzać, więc na leżącą Emilkę w krótkiej sukience w serduszka „nałożyłam” granatową, szkolną. I nagle wyszła z tego bardzo poważna osoba, uczennica całą gębą. Taką też była dzisiaj na rozpoczęciu roku szkolnego w Szkole Podstawowej im. Janusza Korczaka w Warszawie. Byłam na rozpoczęciu wraz zmamą Emilki Olą, bo dla nas to najmilsze chwile – cała nasza żeńska część rodziny kochała, kocha i – mam nadzieję – będzie kochać szkołę. Pani dyrektor uspokajała rodziców 6-latków, że nasza korczakowska szkoła przyjmuje je od wielu lat, że świetnie sobie z tym radzi. I Emilka poszła jako 6-latka i nie było z tego powodu żadnych problemów. W naszej rodzinie legendarna jest wręcz opowieść o prababci Emilki – Zenonie Emilii, która jako 6-latka sama zapisała się do szkoły! Był rok 1941 trwała wojna, hitlerowski okupant zabraniał tak małym Polkom i Polakom nauki, ale pan kierownik szkoły w Dańdówce (dziś wielki Sosnowiec), przymknął oko i małą Zenię zapisał. Z małej Zeni wyrosła potem pani mgr Zenona Dołęgowska, najmłodsza kierowniczka w Polsce – lata całe kierowała Szkołą Podstawową nr 1 w Kudowie-Zdroju, do której i ja chodziłam w latach 60-tych. Witaj szkoło! 🙂
Emilka i Pati
11 czerwca 2014Od Sasa do Lasa
8 Maj 2014Ola straciła w Sopocie głos. Emilka kicha na potęgę. Dyżuruję w redakcji i jako babcia. Czytałam dzisiaj powiastkę o Wróbleku Elemelku i sposobach jego leczenia (!), udowadniałam też przemienność mnożenia i dodawania. Przedwczoraj pani Emilki pochwaliła ją za temat „woda” – trzy stany skupienia i wzory chemiczne zwykłej i utlenionej. W międzyczasie opracowałam 18 kolumn letniego „Wolnomularza Polskiego”. Polka potrafi. O normalnej „Gazecie Ubezpieczeniowej” i numerze brokerskim, i postępowaniu nadzorczym KNF nie wspomnę. 🙂
Żabka i ropucha
5 Maj 2014To zalesiańska żaba. Obok niej mieszkała sobie ropucha. Ropucha, jak to ropucha, była duża i dosyć brzydka, ale bardzo pożyteczna. Moja wnuczka Emilka postanowiła przeszmuglować ropuchę do stolicy. I zrobiła to, wymościwszy pudełko po plastikowych stworkach mchem. Ropucha objawiła się w domu wczoraj. Uciekła z pudełka. i przykicała do przedpokoju słusznie wnioskując, że dalej są drzwi, schody albo winda i wyjście na wolność. Wyszła. 🙂 Emilka, wielbicielka przyrody i badań naukowych, wysłuchała maminej pogadanki o porywaniu zalesiańskich ropuch i szmuglowaniu ich na parkiety warszawskie. Amen. 🙂
Babcia, czyli ja, opowie Emilce jutro, jak przywiozła z grzybobrania malutkiego zajączka. Było to pół wieku temu z hakiem… Niedaleko pada jabłko od jabłoni…
Kwiat pigwy
2 Maj 2014Królowa kompostu
2 Maj 2014Jestem królową kompostu! Jestem królową robaków! – wołała wczoraj Emilka stojąc na kupie kompostu z małą motyczką w ręku. Dzisiaj czytam w Wyborczej, że przemawiała przez nią głęboka mądrość, zakodowana w naszych genach przez Pramatkę Naturę. „Weźmy w dłoń grabie czy motykę i przez kilka dni grzebmy w ziemi. Nasz mózg do ucieszy. Dosłownie. Okazuje się bowiem, że mieszkające w glebie bakterie Mycobacterium vaccae mają działanie entydepresyjne. Pobudzają aktywność tych komórek w naszym mózgu, które wytwarzają hormon – serotoninę odpowiedzialną za dobry nastroj i poczucie zadowolenia (to może zresztą uzasadniać ludową prawdę, że brudne dzieci to szczęśliwe dzieci). Obserwacje te opisują badacze z Bristol University w piśmie <Neuroscience>”. Bakterie, bakteriami, a co z zakodowanym w genach zadowoleniem naszych prabać z neolitu, które motykami stworzyły rolnictwo? Każda garść ziarna rzucona w ziemię, to oddalenie od rodziny głodu.
Fascynacja Emilki glisdami, ziemią i – wczoraj – kupą kompostu – ma zatem swój głęboki, filozoficzny sens, co opisał Edward O. Wilson, brytyjski socjobiolog. „Biofilia, to wrodzony, genetycznie zakodowany w każdym z nas pociąg do przyrody, do natury, której jesteśmy częścią. Miliardy lat ewoluowaliśmy jako część dzikiego świata. Wszystkie organizmy pochodzą od tej samej dalekiej praformy życia”.
1 maja na łonie natury
1 Maj 2014Dzień 1 maja, Święto Pracy spędziliśmy na łonie rodziny i natury. Weranda „Pod pijanym motylem” (dostaliśmy go od znajomego manela – alkoholika, dobrego człowieka, który już w Niebie uczęszcza na mityngi AA, na ziemi nie trafił, niestety), w majowym słońcu była piękna. Kawa na takiej werandzie była smaczna, choć – jak rzekła nasza córka Ola – jakaś słaba (no bo z inką, to nasza mieszanka, by zbytnio nie przesadzać z kofeiną :-)).
Po takiej kawie Ola położyła się na polowym łóżku, pod ukochaną czereśnią mego ś.p. taty Tadeusza i wkrótce zasnęła. Ja po cichu zdjęłam z tyczki wiszącej na czereśni starą podkowę, którą znalazłam na rok przed urodzeniem się Emilki, i tata tą podkową … zrywał z drzewa czereśnie. Podkowę zawiesiłam na kominku. Na szczęście oczywiście. W tym czasie Emilka poznawała łono przyrody na różne sposoby.
Liczyła kamienie 🙂 , co było dość żmudnym zajęciem. A potem z kupy kompostu wybierała glisdy, wije, szczypawki i dżdżownice.
Srednio im się to podobało, ale badanie natury wymaga poświęceń (od tejże natury). Wszyscy byli szczęśliwi.
Z naturą pożegnaliśmy się koło 17.00, by po lodach i kawie w Zalesiu Górnym zdążyć do Warszawy i oglądnąć wszystkie wiadomości. Niech się Święci 1 Maja!
Emilka i amonit
30 kwietnia 2014To jest pomoc naukowa Emilki (lat 7 od tygodnia), do wystąpienia: Moje hobby. Publika: klasy 1 – 3 szkoły podstawowej im. Janusza Korczaka w Warszawie. Emilka występowała jako pierwsza. Nie widziałam tego, nagrała na komórkę Ola i potem puściła mi filmik w redakcji. Dobrze poszło 🙂 Gdy tak na nią patrzyłam, przypominały mi się wystąpienia różnych członków naszej rodziny, w różnych latach i ustrojach. Jedno jest pewne: wszyscy mieliśmy gadane. Emilka ma po kim dziedziczyć językową swadę. A że oświecić się można w każdym wieku, to ja dowiedziałam się dopiero teraz, że amonit to krewny naszej poczciwej ośmiornicy, a moja koleżanka Teresa (trochę ode mnie starsza) zdziwiła się, że to nie imię psa. Chi, chi, chi… 🙂 Jestem dumną babcią!