Blaszana wanienka,
w wanience panienka
swe wdzięki kąpała.
I jedna, i druga
teraz zardzewiała.
Blaszana wanienka,
w wanience panienka
swe wdzięki kąpała.
I jedna, i druga
teraz zardzewiała.
Ratuję swą duszę,
zdrowieję na ciele,
do mnie Dzieci Wdowy!
do mnie Przyjaciele!
Inaczej gdzieś sczeznę,
jako zwykła płotka,
niby taka dama,
a może… idiotka?
Z widoku wnoszę, że to jest oset, oset, co kłuje, chociaż miłuje.
Co tam kochani, siądę na oście, o zmiłowanie dla mnie poproście…
Niebo, drzewa, w szkle odbicie,
moje życie, twoje życie.
Wszystkie nasze niepokoje,
moje – twoje, twoje – moje.
Tak pięknie by było… gdyby to była zwykła ławeczka, zwykłe drzewa, zwykła wiosna.
Bratki w skrzynce
gołąb grucha na drzewie,
czy wiesz, gdzie jesteś?
Nie wiem.
Kończy się etap w moim życiu, który rozpoczęłam prawie 38 lat temu. Wierszyk o pustce, to właśnie to. Jeszcze nie znajduję słów, by o tym pisać. Może potem.
Patrzę w siebie, jak w pustynię,
Minie ranek. Wszystko minie.
Pozostaną fatałaszki:
kartki, wiersze, puste fraszki.
A oto urokliwa Czerwona Góra, gdzie spędziłam pół Świąt ze swoją rodzicielką. Rano obudziła nas śnieżna bajka, po kilku godzinach bylo już po, zostało niebo niebieskie jak z innej bajki. Wieczorem, poprzez śnieżnobiałe firanki, oglądałyśmy z mamusią zachód słońca. Te sosny i zachody, to moje ukochane widoki z Czerwonej Góry, tak bliskie memu sercu. 🙂
Gotowi do Świąt! 🙂