Archive for Lipiec 2010

Tak jest lepiej…

28 lipca 2010
 
                                                                                                      Tak jest lepiej:
mailowo, bezpłciowo,  
bezcieleśnie, bezszelestnie,
wirtualnie, nierealnie, 
tak jest lepiej.
Nie ma grzechu,
nie ma śmiechu,
nie ma łezki,
świat niebieski.
Tak jest lepiej.
 

Sen: jak fruwałam po niebie

27 lipca 2010
 Fruwałam po niebie w czarnym kapeluszu,
wyzywałam dusze pełna animuszu.
 Nie spuszczałam wzroku w gwiazdy zapatrzona,
mocno się trzymałam komety ogona.
 Wyciągnęłam półkę całą w starym kurzu,
namaluję obraz: w złocie, czerni, różu.
Czarną czarownicę, na czarniutkim niebie,
co szukała Boga, a znalazła siebie.

Haczyk

21 lipca 2010

Do mego obrazu przedstawiającego Meduzę w otoczeniu złotych rybek, który sobie namalowałam na 55-lecie domalowałam żyłkę i haczyk. Żeby nie było tak sielsko i anielsko. Teraz jest za ciemno, fotografikę zrobię jutro.

Wyświęcanie kobiet jak pedofilia

16 lipca 2010

W Watykanie ogłoszono wczoraj dokument na temat postępowań w przypadku najciężsyzch przestępstw popełnianych w kościele przez księży. Benedykt XVI zaostrzył kary za pedofilię, choć nie do końca. Kongregacja Doktryny Wiary wśrod  tychże „najcieższych przestepstw” wymienia (jednym tchem z pedofilią) próby wyświęcania kobiet. Dziwne, przecież gdyby np. zamiast księży-kapłanów były same kobiety-kapłanki, to i pedofilia zniknęłaby samoistnie. I nie potrzeba byłoby nikogo karać. To takie proste…

Meduza o sztywnym karku

15 lipca 2010
 
 Mam sztywny kark,
niechwytne ręce,
już nie chcę nic,
nic więcej, tylko:
promyka na niebie,
i w akwarium – ciebie,
byś jak rybka złota,
pływał ze mną nocą,
chociaż w to nie wierzę,
chociaż nie wiem, po co.
Jam jest Meduza,
śliczna, ponętna i duza,
lecz oparzyć mogę:
w czółko, 
w rączkę,
lub w nogę.
 

Nagie panienki

13 lipca 2010
Jestem cała w remoncie. Gdy dzisiaj panowie renowatorzy wynieśli moją XIX-wieczną sekreterę, ukazał się – postawiony bokiem – stary obraz bardzo zdolnego, zmarłego scenografa Andrzeja Przedworskiego, będący kopią jakiegoś innego, znanego obrazu: dwie nagie, kochające się kobiety. Myślę więc sobie, czy czasem nie jest to znak z nieba, żeby zamiast krzyży i świętości powieścić sobie nad biurkiem dwie rozkoszne panienki?…
 

Meduza i 55 złotych rybek

10 lipca 2010

To obraz, który namalowałam na swoje 55. urodziny: Meduza i 55 złotych rybek. Meduza to ja, nie goni, nie pędzi, nie chwyta zachłannie (nie ma rąk), nie pracuje obłędnie (jak poprzednio), ale jest zanurzona w Naturze,  j e s t   naturą i jako panny-dwórki ma złote rybki. Każda może spełnić 3 życzenia. Dobre jest życie Meduzy.

PS. Ach, już wiem, ta lampa, którą stuknęłam z poprzedniego wpisu, to moje Oświecenie, to właśnie to: że jestem Meduzą!!!

Lampa na mej drodze

8 lipca 2010

Dzisiaj cofałam, bardzo uważnie, by nie zaczepiać samochodu obok. Gdy już uznałam, że wszystko ok. nacisnęłam gaz. Stuknęło, huknęło, trzasnęło rozbijające się szkło.  Co się okazało? uważając na elegancki samochód obok, nie zauważyłam starej latarni za sobą (kupowałam kurczaka w rusztu wcześniej). To szkło, to spadła lampa z kilku metrów. Mój zderzak bez śladu stuknięcia, ja cała. Chyba mam się czuć oświetlona, alb o oświecona. Tylko nie wiem za bardzo, w jaki sposób. Uważałam na jedno,  zdarzyło się drugie…

Bóg Soma

5 lipca 2010

Siedzialam sobie na werandzie w Zalesiu i czytałam książkę, ktorą mąż dostał od naszej córki na Dzień Ojca. Był to kryminał jakiegoś rosyjskiego autora, który dzieje się w 1905 roku w Petersburgu. Akunin to nie jest, ale w sumie niezły. Książka zapłodniła mnie malarsko, bowiem występował w niej Bóg Soma, bóg halucynacji i narkotyków, ekstazy i wszystkich nieziemskich, niebezpiecznych doznań. W pewnej chwili wstałam, chwyciłam starą deskę (półka to wcześniej była) i namalowałam boga. Ola dzisiaj powiedziała, że on raczej nie straszny a biedny, taki trochę osiołek ze spuszczonym łebkiem i wywalonym językiem. Pewnie, każdy z nas to w gruncie rzeczy osioł. Nieraz boski osioł.

Raj bez Ewy

5 lipca 2010

Nic mi się nie chciało ostatnio pisać. Nawet takie palce miałam obrzmiałe, które za nic nie chciały uderzać w klawisze komputera. Za to pędzel trzymały dobrze. No i namalowałam sobie obraz zatytulowany Raj bez Ewy. Raj jest brzydki, z martwymi motylami (nakleiłam prawdziwego), pajęczynami i zaczajonym pająkiem, wężem (piękny, zrobiłam go z zerwanego sznura bursztynów) oraz jabłkiem. Jabłko jest duże, czerwone, ale … robaczywe. Ewa w to nie wchodzi: ani w taki „raj”, ani nie ma ochoty na to jabłko. Wykręciła się na pięcie i sobie poszła. W ten sposób nie doszło do grzechu pierworodnego. Bo nie b yło zainteresowanej.