Jak ten ślimak miewam rogi,
nie jak diabeł – Boże drogi!
Nie jak czarcik – w żadnym razie,
zechcesz? – zaraz je pokażę. 🙂
Jak ten ślimak miewam rogi,
nie jak diabeł – Boże drogi!
Nie jak czarcik – w żadnym razie,
zechcesz? – zaraz je pokażę. 🙂
Kolejne, kolejne zdjęcia i filmy z powodzi. Ludzie krzyczący, płaczący, milczący, pełni rozpaczy, złości, niezgody. I zwierzęta – ryczą, wyją, drżą… Ten krecik płynął rozpaczliwie machając łapkami. I ktoś z łodzi wyciągnął rękę, nabrał krecika do czapki, no i uratował w ten sposób. Ale krecik się nie odmieni, w dalszym ciągu będzie rył na działkach, i któryś z działkowców wyciągnie go kiedyś i zatłucze. Prawa natury można zawiesić tylko na krótką chwilę. Ale tę właśnie chwilę człowiek zapamiętuje do końca życia. Gdy człowiek ratuje czapką kreta, gdy siedzący na kijku ślimak nadaje sens czekaniu i nadziei, gdy patrząc na uratowane pisklęta w pudełku, nie myśli się o jajkach i rosole, tylko że są piękne, małe i żyją. Ciągle żyją.
Czy to wtedy pojawia się między nami Bóg?
Już po napisaniu przeze mnie wierszyka o pędzącym ślimaczku okazało się, żę pewien ślimak winniczek został bohaterem telewizyjnego reportażu powodziowego. Wlazł na kijek, na sam jego czubek i trzymał się dzielnie przez całą noc. Rankiem woda zaczęła opadać. Ślimak przeżył. Jego trwanie na tym kijku obserwowała rodzina zamknięta w swoim domu i kamerzysta z TVN. TVN potem pokazał to w reportażu, w Wiadomościach to powtórzyli, następnie w Szkle kontaktowym, w którym ślimaczkiem wruszył się sam redaktor Miecugow! To takie absurdalne, ale tak to właśnie jest. Nieraz ślimak staje się symbolem trwania, odwagi i nadziei. Ja też się tym ślimakiem wazruszyłam, razem z red. Miecugowem.