Nasze życiowe kałuże

15 listopada 2022

Wczoraj był jakby ostatni oddech jesieni. Słońce, lekki wietrzyk, małe chmurki na niebie. Mazury, blisko bieguna zimna. Zdjęcia drzew, jeziora, trzcin – ładne wyszły, ale najładniejsza zrobiła mi się kałuża przed małym, drewnianym domkiem. Przy domku rosły brzozy z jesiennymi listkami – trochę na drzewach, większość na ziemi, w tym, w kałuży. Wszystko na tle niebieskiego nieba, taka pocztówka właściwie… Filozoficznie mi się zrobiło po obejrzeniu zdjęć ze spaceru nad jeziorem Krzywe – szukamy jezior, mórz i oceanów, a nieraz najśliczniejsza okazuje się zwykła kałuża. Ot, co.

Grzebień, wszy i ludzki geniusz

14 listopada 2022

Od kilku dni mój mózg jest nieustannie zajęty analizą informacji, która błyskawicznie przeleciała świat. W Izraelu, w starożytnym mieście Lachisz, a właściwie w telu, który po mieście pozostał, odkryto niewielki przedmiot – starożytny grzebień z kości słoniowej z powyłamywanymi zębami. Na jednej stronie było tych zębów wiele, na drugiej – tylko kilka. Grzebień służył do wyczesywania… wszy z włosów na głowie i na brodzie. I o tym właśnie prawił napis tam umieszczony. – Oby ten kieł wykorzenił wszy na brodzie i głowie. Banał? Prawda? Starożytny, zmyślny rzemieślnik pomyślał zapewne, że grzebień z napisem będzie się lepiej sprzedawał niż goły. Wierzył w swój fach, nie napisał np. : – Boże spraw, by wszy zniknęły z głowy i brody tego, kto kupi mój grzebień. Nie, był pewny swego. Słoni wówczas, tj. ok. 1700 lat pne w Kanaanie nie było, zapewne grzebień zaimportowano z Egiptu. Był przedmiotem luksusowym, znaleziono go zresztą w dzielnicy luksusowej, tętniącej wówczas życiem twierdzy kanaanejczyków. Zapytacie zapewne – a po jakiemu napisano o tych wszach, brodzie i włosach na głowie? No i w tym rzecz. To był język, którego odcyfrować właściwie nie potrafiono, język starożytnego Kanaanu, prekanaanejski, praprapradziadek większości współczesnych alfabetów, w tym i naszego. To zdanie jest pierwszym całym zdaniem, które udało się przetłumaczyć! Zrobił to Yosef Garfinkel, profesor archeologii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Notabene miasto Lachisz było jednym z głównych, które zniszczył biblijny Dawid, sam pewnie niepiśmienny, bo wszystko co czynił, opisali w jego imieniu kapłani świątyni jerozolimskiej i to setki lat później.

Wracając zaś do naszego grzebienia… Same litery były naukowcom znane już od ponad 100 lat, od czasu odkryć na półwyspie Synaj, w świątyni egipskiej bogini Hathor. Wówczas udało się odczytać jeden wyraz ; „Pani”. I tak było do listopada 2022 r., kiedy to ogłoszono komunikat o napisie na grzebieniu. Jak szybko naukowcom uda się odczytać napisy synajskie? Sama chciałabym to wiedzieć. Pewnie wyścig z czasem już ruszył…

Ania już zaczęła się uczyć polskiego

5 marca 2022

Za niedługą chwilę wychodzę na Walne Zgromadzenie Instytutu Sztuka Królewska w Polsce, którego 10-lecie będzie za niecałe dwa miesiące. Nasez stowarzyszenie jest masońsko „ekumeniczne”. Są bracia i siostry z lóż narodowych (to bracia) i liberalnych, no i takich pośrednich, są i profani, ale tak czy owak z masonerią związani. Porządek obrad pewnie przewróci się do góry nogami, bo wszyscy myślą czy mówią o wojnie na Ukrainie. W naszym masońskim światku ruch tak jak i wszędzie. Są już konta do wpłat, są konkretne działania, przyjmowanie braci zza Buga. Do mnie zgłosiła się siostra z Wielkiej Żeńskiej Loży Francji, która – jak pisze – ma spory dom na południowym zachodzie Francji i może przyjąć Ukrainkę z dwójką dzieci. Pyta, gdzie się zgłosić., Podałam meila do braci i sióstr z Lublina, którzy już się zorganizowali i działają. Kolejny telefon z Paryża z pytaniem, gdzie się mają zgłaszać siostry – masonki z Nordu (wśród nich są i potomkinie polskich górników), które chcą pomagać finansowo i nawet wysłać ciężarówkę na granicę z darami. Konto i kontakty podałam. „Moja” pani Luda, co chwilę płacze z nieszczęścia i szczęścia (że wszyscy „jej” Polacy tyle chcą zaoferować). Przyjechała do niej 11-letnia wnuczka Ania. Córka wpadła tylko na chwilę, kupiła co trzeba i wraca na Ukrainę, bo mąż w samoobronie, a babcia sama do piwnicy nie zejdzie. – Emilko, dzwonię do wnuczki. – Masz tyle ciuszków fajnych, pomóż Ani, by poczuła się choć trochę lepiej (dzisiaj przyniesie). A sama jedenastolatka Ania uspokaja babcię, która nie wie jak zostawić ją samą w domu, gdy będzie szła sprzątać. – Nie martw się babciu – mówi Ania – ja w tym czasie będę ci gotowała obiad. I już zaczęłam się uczyć języka polskiego. No i pomagamy, jak umiemy, choć – rzecz jasna – nie wszyscy. Stara zgroza sprzed lat wygląda to tu, to tam. Zrozumiałe. – Nie będę nienawidzić Ukraińców za Banderę, tak jak nie nienawidzę teraz Niemców za Hitlera – mówi do mnie Honoratka z Lublina, która po dyżurze w szpitalu naładowała samochód potrzebnymi rzeczami i powiozła to wszystko na granicę. Wróciła do siebie z uchodźcami. Wraz z innymi lubelskimi masonami szukają już lokali. I tak to się kręci. A jednak się kręci!

Ukraina i Europa

1 marca 2022

Od sześciu dni mamy za wschodzie wojnę. Putinowska Rosja napadła na Ukrainę. Gdy piszę te słowa, stolica Kijów broni się, ataki są powstrzymywane przez bohaterskich Ukraińców na czele z ich wspaniałym prezydentem, a przez granice przeszło już ćwierć miliona ludzi, głównie kobiet i dzieci, bo mężczyźni do 60 roku życia nie są z Ukrainy wypuszczani. Czuję się jakbym była w trochę nierzeczywistym świecie, choć brutalna i tragiczna rzeczywistość jest aż nadto realna. Moje domowe muzeum wolnomularstwa, którym tak zajmowałam się przez ostatnie miesiące, dotyczy właściwie innej epoki, nagle straciło na znaczeniu, choć wiem, że kiedyś te proporcje się zmienią. No, ale nie teraz. Osiem lat temu, czyli wiosną 2014 r. wypuściliśmy z Adamem Wolnomularza Polskiego, w którym poruszyliśmy temat ukraiński, bo rozgrywał się tam pierwszy etap walki Ukrainy o demokrację i wolność. Adam napisał okolicznościowy komentarz, który można przeczytać powyżej. Jego zasadnicze pytanie nabrało jeszcze większej powagi: co to znaczy być dzisiaj Europejczykiem? Napaść na Ukrainę, to jakby wtargnięcie innego świata (Mordoru?) na demokratyczne ziemie Europy. Marzenie o Europie od Atlantyku po Ural, nagle oddaliło się, to jakby cień Azji padł na nas wszystkich, a Europa skurczyła się do Bugu. I dlatego właśnie na Ukrainie toczy się walka o całą Europę i jej podstawy: Prawa człowieka, praworządność, o wolność, o równość i braterstwo. Nikt wobec tego nie może zostać obojętny. Na pewno rozpoczynamy nową kartę w dziejach naszego kontynentu, aż nadto znękanego przez wojny toczone w ciągu stuleci.

Początek i koniec

8 lutego 2022

Dostałam telefon. Z Paryża. Od starego przyjaciela – brata Adama, Tadeusza. Dawno nie wiedzieliśmy się, choć było zupełnie inaczej na początku naszej działalności. Tadeusz nie mógł pewnie wiedzieć, że w ostatnich dniach życia, za całokształt masońskiej działalności, Adam otrzymał szarfę 33 stopnia i tytuł Suwerennego Wielkiego Inspektora Generalnego. Napisałam o tym na str. 3 ostatniego wydania „Wolnomularza Polskiego”, który ukazał się już po śmierci Adama 14 października 2018 r. i był rozdawany na jego pogrzebie na Cmentarzu Powązkowskim Wojskowym. Znaczy, że i tego numeru Tadeusz nie widział. Dziwne to było uczucie, gdy usłyszałam w komórce, że nie powinnam tego wystawiać, bo to wszak nie Adama… A ja tej uroczystości wręczenia Adamowi tych najwyższych insygniów wolnomularskich nigdy nie zapomnę. On nawet nie mógł już się cieszyć w pełni, jak by się cieszył wcześniej. Adam jedną nogą był już w innym świecie. Kilka dni wcześniej, wziął mnie za rękę i z uśmiechem powiedział: – Choć, pofruwamy po niebie. Wzięłam. Potem napisałam wiersz pt. Odlot.

Dziś fruwałam po niebie, „Podskocz” – powiedziałeś;

„Leć ze mną” – odrzekłam. Zaraz odleciałeś.

I choć to była pora na obiad w domu seniora,

byłeś już hen, wysoko…

„Powiedz jedno słowo i odłącz się, ma królowo”.

Ja nisko, coraz niżej… A ty – do nieba – bliżej.

Wizytówki, złota kula i drzewko szczęścia

6 lutego 2022

Popatrzcie na tę złoto-srebrną, kryształową kulę na środkowym zdjęciu. To do niej wrzuciłam wszystkie wizytówki Adama, które dostał podczas swego długiego dziennikarskiego życia. Te wizytówki, które świadczyły o drodze zawodowej Adama, nakleiłam w rządku (fotka z prawej), niektóre z kontaktami wolnomularskimi – z lewej, reszta znalazła się w kuli pod „drzewkiem szczęścia”. Ciekawostką niech będzie fakt, że te roślinki zawsze się w naszym domu udawały i wyrastały bujnie, wyniesione na klatkę schodową – marły nędznie. Wracam jednak do kryształu. Dostałam go w od córki Oli w prezencie sylwestrowym (ona otrzymała od Hestii 🙂 ). Teoretycznie jest to waza na jakiś kruszon. Ja zrobiłam z tego podczas długiej, sylwestrowej nocy, pierwszej po śmierci Adama, błyszczące akwarium z naklejonymi, złotymi rybkami, które miały spełniać moje życzenia. Waza – kula stała przez trzy lata, które upłynęły od tego czasu, w towarzystwie wielu innych szkieł zdobionych przeze mnie. Przedwczoraj, szykowałam się do wyrzucenia śmieci. Były w śród nich, w oddzielnej torbie, wizytówki Adama od ludzi, których już nie rozpoznawałam i stwierdziłam, że nikomu potrzebne nie będą. Usiadłam z kawą przy stole, na którym stała moja złota kula i nagle otrzymałam impuls. Poszłam do torby z wizytówkami i wszystkie wrzuciłam do środka kryształowej kuli. Zaniosłam do pokoju Adama. Stanęła na oknie, pod wspomnianym drzewkiem szczęścia. I teraz już wiem, że tak jest dobrze. Ta kula jest jak Ziemia, po której Adam podróżował, gdy nie było to jeszcze tak łatwe i popularne jak obecnie. W tej kuli z wizytówkami zamyka się jego całe profańskie życie, bo to masońskie jest wszędzie wokół. O tym będę opowiadać w kolejnych wpisach.

Masońskie muzeum domowe faktem :-)

3 lutego 2022

Ostatnie dni intensywnie pracowałam, co widać na załączonych zdjęciach. Puste witryny zapełniałam przez wtorek i środę. Nie była to tylko praca operatywna. Z każdą rzeczą, z każdym egzemplarzem pisma, z każdym zdjęciem, wiążą się wszak wspomnienia. Gdy w pewnej chwili pojawiło się silne wzruszenie już wiedziałam, że jestem na dobrej drodze, choć wcale taka prosta nie była. Wczoraj była u mnie Kasia Jarzyna, autorka pracy magisterskiej o kobiecych lożach adopcyjnych, której to tekst znalazł się i w książce zbiorowej SUKNIA I FARTUSZEK. To ona pierwsza zobaczyła te witryny i z nią pierwszą rozmawiałam już na konkretach, jak to malutkie domowe muzeum wolnomularstwa przenieść w świat wirtualny. I to ona właśnie zadała mi to najprostsze pytanie: a po co ono ma być? – Chciałabym – odpowiedziałam – aby poprzez życie jednego polskiego masona i jego prac opowiedzieć czym jest wolnomularstwo liberalne o w dzisiejszej Polsce. Nie ma tu „diabłów” na zapleczu, są konkretne rzeczy, są dyplomy konkretnych lóż i fartuszki różnych masońskich stopni. „Od szczegółu do ogółu” – tak wyglądałaby ta opowieść o człowieku, który już będąc na emeryturze, rozpoczął całkiem nowy, fascynujący okres swego życia i zrobił tak wiele. Byłam przy tym, mnóstwo rzeczy robiliśmy razem, byłam jego domową archiwistką (Adam był niemożliwy bałaganiarz) i dzięki Wielkiemu Architektowi za to – jestem w stanie to wszystko utrwalić i przekazać następnym pokoleniom polskich masonów. Gdy łańcuch jest nieprzerwany, wtedy życie okazuje swój sens.

Zdjęcia, wizytówki, czyli dawne ż(Ż)ycie

23 stycznia 2022

Nie próżnuję bynajmniej. Szykuję dom do przyjęcia dwóch muzealnych witryn (przyjadą w środę, jak koronawirus pozwoli). Ze starej szafy musiałam pozbyć się ubrań, z komody – rozmaitości. Wszystko już zrobione. Na ścianach także zmieniam częściowo dekoracje. Wyciągnęłam z szufladek stare zdjęcia Adama. To porysowane, z brodą i fajką pochodzi z końca lat 50-tych, Adam kiedyś przyznał, że nosił się „na egzystencjalistę”. Drugie jest z lat 60-tych, pokazuje red. Wysockiego czytającego pewnie dopiero co wydrukowany egzemplarz „Życia Warszawy”. Życie, to była jego wielka miłość, wiem to na pewno. My poznaliśmy się kilka dni po tym, jak złożył rezygnację z zastępy redaktora naczelnego. Była to jesień 1980 r. i pismo z motywacją znalazłam niedawno. Gdy go poznałam, zaczynał nowy okres w życiu, owdowiały od początku owego pamiętnego nie tylko dla niego roku. Nieraz we wspomnieniach wracał do poprzedniego etapu, zwłaszcza do dziesiątek podróży po całym świecie, bo w Życiu był wice do spraw zagranicznych. Adam był w ogóle niezwykle aktywny, po czym zostały setki wizytówek. Nie wyrzuciłam ich, zebrałam w torbę i dzisiaj wyciągnęłam z pawlacza. To temat na całkiem inną opowieść. Jedna układa się jak na dłoni: droga zawodowa mego męża widziana poprzez wizytówki. Czego on nie robił! Ułożę je – jedna po drugiej – na oddzielnej półeczce wystawowej. Bo chociaż me Domowe Muzeum Wolnomularstwa im. Adama W. Wysockiego będzie poświęcone masonerii, to przecież nie przyszedł do niej znikąd, a jako znany w poprzedniej epoce dziennikarz, działacz Stronnictwa Demokratycznego. Ukoronowaniem tej kariery było rzecznikowanie z ramienia SD Adama przy Okrągłym Stole. Nigdy nie zwątpiłam, że było to niezwykłe, ważne dla Polski wydarzenie, kiedy mądrość wszystkich zaowocowała pokojowym przekazaniem władzy, a nie kolejnym nieudanym powstaniem, utopionym w polskiej krwi!

Koniec i początek

31 grudnia 2021

Słowo się rzekło, kobyłka u płota – na zdjęciu moje miejsce pracy i tekst o masonerii na Kielecczyźnie, który właśnie skończyłam (wersja pierwsza, 60 tys. znaków). Do zasadniczej, tej starej części nie zaglądałam od sześciu lat, sama zapomniałam wiele spraw, szczegóły, miejsca i zdarzenia. Ucieszyłam się, że tekst nie jest sztywny i naukowy, tylko bardzo osobisty, z emocjami, wydarzeniami rodzinnymi, wspomnieniami rozmaitymi, a wszystko wplecione w mozaikę masońską, od XVIII do XXI wieku. Pierwsza data to rok 1777, ostatnia – 2021, czyli w sumie 244 lata 🙂

Zza ściany dobiega mnie fajna muzyka, to „moi” studenci zaczynają powoli zabawę sylwestrową. A ja otoczona zdjęciami, duchami, pływam w historii. Przez cały dzień były telefony od rodziny, od sióstr z mych lóż Gai i Prometei, od nowych potencjalnych adeptek, od przyjaciół bliższych i dalszych. Niby jestem fizycznie sama, ale bynajmniej nie samotna. W mej podświadomości, na granicy rozumnej części mózgu, zaczynają się snuć nowe plany. Jeszcze o nich nie mówię, ale mój mózg pracuje intensywnie i układa całkiem nową mozaikę. Wolnomularstwo jest jej bardzo ważnym składnikiem, ale bynajmniej nie jedynym. 🙂 Muszę nastawić sobie budzik na godzinę 2 minut 22, 2 lutego 2022 roku.

O masonach i przez masonów

30 grudnia 2021

Ten kapiący odwilżą, zamglony dzień okazuje się ciekawy i wręcz podniecający! Z samego rana na FB, na profilu brata profesora Tadeusza Cegielskiego przeczytałam fragmenty wspomnień, które znajdą się w jego pamiętnikach. Profesor zapowiada optymistycznie, że książka pt. Wolny mason ma się ukazać w 2022 r. Ze słów Tadeusza, które usłyszałam w listopadzie, na promocji jego książki pt. Jawna i tajna historia Obrządku Szkockiego Dawnego Uznanego i jego Rady Najwyższej dla Polski 1920 – 1961, wnoszę, iż Pamiętniki ciągle są w pisaniu, tym bardziej optymizm wydawniczy jest cenny w tych mało optymistycznych czasach (dziś 700 zgonów covidowych). Myślę, że wielu ludzi – masonów i niemasonów – będzie z niecierpliwością czekało na tą książkę prawdziwej legendy polskiego wolnomularstwa. Ja także.

Potem miałam telefon od starego znajomego dr Stanisława Nowaka, zasłużonego wielce dla polskich ubezpieczeń, ale i Kielecczyzny, bowiem stamtąd pochodzi. I dowiedziałam się, że kolejny tom serii ALMANACH ŚWIĘTOKRZYSKI ukaże się także w 2022 r. Przyjęłam słowa Stasia prawie z niedowierzeniem, bowiem swój szkic o dziejach masonerii i masonów na Ziemi Kieleckiej napisałam chyba z 6 lat temu. Stasio, składając noworoczne życzenia, prosił o przejrzenie tekstu. – Oj Stasiu – ja na to. – Czy Ty wiesz, ile się w międzyczasie wydarzyło? Powstała wreszcie kielecka loża masońska, byłam tam gościnnie niedawno z deską i nawet wspominałam o tym wydawnictwie, że słuch o nim zaginął! Od słowa do słowa obiecałam, że dopiszę nowe zakończenie do starego tekstu. Mam zatem robotę w Sylwestra. Od śmierci Adama dzień ten spędzam sama (dzieci wpadają na godzinkę), na twórczych dziełach. Maluję obrazy, zdobię szkło, a jutro będę pisała ciąg dalszy o kieleckich masonach. No a w Nowy Rok, 1 stycznia kontynuuję pracę nad ASZERĄ, aby też ukazała się w 2022 r. Wymyśliłam już nawet podtytuł: Lek na przemijanie... Niech to „covidowo” zaowocuje czymś konkretnym przynajmniej. 🙂