Zapytacie pewnie, dlaczego tak głupawy tytuł dałam dzisiejszmu wpisowi? Owszem, banalny dzisiaj, ale wcale nie banalny 19 lat temu, kiedy poznałam pierwszego Czcigodnego Mistrza loży Wolność Przywrócona, w której został inicjowany mój mąż. Urządziliśmy po tym w domu małe stojące przyjątko. Nie pamiętam w ogóle, kto na nim był. Pamiętam jedynie to, że czekaliśmy wszyscy na NIEGO. Brat C. był człowiekiem w sile wieku, postawny, przystojny, był bankowcem – tyle wiedziałam. I nagle – dzwonek. Jest! No i pamiętam to jego wejście z pączkami od Bliklego, które wykładałam na talerz. Zapamiętałam też komórkę, bo to była pierwsza komórka u żywego człowieka, którą zobaczyłam w życiu. Duża, na takim paseczku, w który można było włożyć dłoń, aby komórka nie wypadła. Tak więc Czcigodny Mistrz loży Wolność Przywrócona stał się dla mnie nie tylko powiewem nowych, masońskich czasów w naszym domu, ale i nowej technologii. Miał piękny uśmiech i był człowiekiem niezwykle uczynnym. To on właśnie stał za pierwszym komputerem naszej córki Oli, tzn. wgrał do komputera wszystko co potrzeba. I dla mnie, i dla Adama komputer w roku 1994 r. to było ciało obce. Komputerowa stawała się błyskawicznie nasza Ola. Po kilku kolejnych latach to ona będzie łamać „Wolnomularza Polskiego” (brat C. był zawsze jego wielkim fanem, czego nie można powiedzieć o wszystkich naszych braciach), a teraz stać za całym internetowym obliczem WP. Jestem więc bardzo wdzięczna bratu C. To do niego właśnie dodzwonniono się z Paryża w 1993 r., szukając kobiecych kontaktów nad Wisłą. Przez Adama trafiono na mnie.
Po Wolności Przywróconej była loża Europa na Wschodzie Warszawy. A potem straciliśmy się z oczu. Dawno, dawno go nie widziałam. Przeszedł ponoć do konkurencji, czyli do jednej z lóż „narodowych”. Przyczyn odejścia nigdy nie zgłębiłam i nawet nie próbowałam zgłębiać. Nieraz lepiej zostać nieświadomym.
Tagi: masoneria, Wolnomularz Polski
Skomentuj