Wczoraj malowałam pisanki. Wyszły złociście i pięknie, ale pokazać ich nie mogę, bo Nokii nie naprawiłam. Naprawię, bo przecież już wiosna i jak bez kwiatków zalesiańskich na blogu można żyć? Dzisiaj, zgodnie z tradycją, dzieliliśmy się jajkiem, ale nie świętym, tylko zwyczajnym. Święte jajko poszło do galaretki z jajek na twardo i groszku, która nie chciała wyleźć z salaterki. W końcu wyszła, ale w fantazyjnych fragmentach. Do dzielenia się jaja nie nadawały. Dobrze, że przezornie zostawiłam trzy jaja na twardo. Po śniadaniu, podczas ktorego rozważaliśmy, dlaczego u nas się je barszcz czerwony ze świątecznym wsadem, a nie białym, jak w większości domostw Polaków, skoczyłam na spotkanie do dziewczyn. Było nas tylko 8. Poopowiadałyśmy sobie o rodzinach, życiu i Świętach przy cieście (mój mąż kupił cztery pyszne i różnorodne placki, sami moglibyśmy je jeść z miesiąc), na serwetkach, które zostały nam ze Świąt Bożego Narodzenia, więc były w Mikołaje. Co tam. Ja i tak jestem przekonana „o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia”. Po południu wzięłam się za lekturę TAJEMNICZYCH KULTÓW Davida Douglasa i doszłam do Afrodyty. (more…)