Wczorajszy dzień pozostanie w mej pamięci. Uczestniczyłam w pracach loży Cezary Leżeński na Wsch:. Warszawy. Nie były to zwyczajne prace wolnomularskie, lecz specjalne, ze specjalnym rytuałem żałobnym. Wraz z siostrami i braćmi ze wszystkich lóż Wielkiego Wschodu Polski oraz gośćmi z Gai i Prometei, lóż żeńskich, wspominaliśmy zmarłą rok temu siostrę Wiesię, towarzyszkę życia br:. Czarka Leżeńskiego. Stało się coś dziwnego. Gdy przyszliśmy w wiadome miejsce, niektórzy wprost z cmentarza – Wojskowych Powązek, gdzie spoczywa Czarek, warszawski powstaniec, okazało się, że jest awaria światła. I nie ma szans na naprawę. Siostry i bracia zaczęli zapalać świece, świeczki i świeczuszki, kaganki i kaganczeki, które stały pojedyńczo i grupkami, na stołach, stolikach i kolumnach, których migające światełka odbijały się w lustrach, kielichach i szkłach. Było coraz mroczniej i coraz świetliściej zarazem. Rytualnie taka loża rozpoczyna się od symbolicznej północy. Nie sposób oddać atmosfery tych chwil, wzruszenia i łez pamięci. Miałam wrażenie, jakbym była w katakumbach, a duchy masonów, będących już na Wiecznym Wschodzie, szybują pośród nas. A potem była agapa i wspominki, i wspaniałe – jak to w lożach Wielkiego Wschodu Polski – menu, na czele z faszerowoaną papryką Wielkiego Mistrza WWP. Na środku stołu, na podwyższeniu, widniały jabłka – polskie jabłka, a tuż przy nich wielki, gliniany dzban pełen jabłkowego soku. To był akcent spontaniczny i aktualny – masoni przyłączyli się do akcji: Zjedz jabłko.
Wracam pełna wrażeń do domu, a tu w poczcie widzę korespondencję ze Szwecji od Piotra Cegielskiego z jego artykułem o aktualnych thrillerach masońskich. Cudo! Będzie perełka do jesiennego wydania „Wolnomularza Polskiego”. 🙂
Skomentuj