Pełne rozczarowanie co do filmu Wielki Gatsby. „Wszystkiego tu jest za dużo” – przeczytałam w jakiejś recenzji i po obejrzeniu tego dzieła zgadzam się z nią. Wydumane, nieautentyczne, niezbyt dobrze zagrane. O Gatsbym pomyślałam sobie w trakcie, że z takim obsesjonatem nie chciałabym mieć nic do czynienia. Samo bożyszcze kobiet, czyli Leonardo di Caprio przypominał mi Mariana Krzaklewskiego i wzruszyć się za nic nie mogłam. Taka amerykańska Trędowata. Tyle pieniędzy wydane. I po co? Do dziś pamiętam Roberta Redforda. Ciekawe, jak bym odebrała ten film po latach? Pozostało mi po pierwszym Gatsbym coś rzeczywiście wielkiego i romantycznego. No, ale byłam wtedy pewnie o 30 lat z hakiem młodsza.
Skomentuj