Z Facebooka ma się różnorakie pożytki. Właśnie polubiliśmy się z pewnym młodym Polakiem, który mieszka w Antwerpii, wygląda mi na lekarza, pisze, że wolnomularzy – kilku zna – darzy wielką estymą. Potem zajrzałam na profil znajomego pisarza, Jana Grzegorczyka, który wydaje właśnie nową książkę pt. Jezus z Judenfeldu. Od grudnia zaczyna ją promować i używa, choć generalnie za internetem raczej nie przepada, także i Facebooka. Spojrzałam na wpisy, dostrzegłam siostrę, ale nie moją siostrę z loży, tylko siostrę zakonną, Salezję, która już nie może się tej książki Grzegorczyka doczekać. Weszłam na profil na FB tej siostry i zobaczyłam, że ma znajomych kilka innych sióstr. W pierwszym odruchu sympatii, bo mieć swój profil na FB będąc zakonnicą to jednak coś! – chciałam zaznajomić się z nią. Potem jednak Wielki Architekt (?) moją rękę wstrzymał. „Kto wie, może zrobiłabym jej przykrość, albo narobiła kłopotów” – myślałam. Czy znajomość fecebookowa siostry z siostrą, tyle że z innych „zakonów” to coś normalnego? A może to ja jestem trochę nienormalna, obawiając się pokazania zwykłego odruchu przyjaźni i sympatii. Nie wiem. To jednak jest piękne w facebookowej sieci, że mogę spojrzeć w twarz osobie, z którą normalnie nie miałabym szans się spotkać i porozmawiać. Nie jestem tchórzliwa na co dzień. Może jednak odważę się i napiszę do siostryy Marii: „Hej, jestem masonką, siostrą z loży Prometea. Możemy pogadać?”. Ciekawe czy odpowiedziałaby…
Tagi: Jezus z Judenfeldu, Prometea
Skomentuj