Gdy dostałam wiadomość o śmierci taty, o godzinie 3. w nocy, nie myślałam wiele, co zabrać. Byle było czarne. Chwyciłam rano walizkę i torebkę, i pojechałam do Kielc. Jechałam, płakałam, ocierałam łzy, mówiłam sobie: „Głupia, uważaj na drogę”. Dojechałam. Nie zrobiłam porządku w torebce. Nie zdążyłam. A do torebki przypadkiem wsypał mi się dzień wcześniej dmuchany ryż. Po szpitalu, urzędach, domach pogrzebowych, prosektorium, jeździłam z pobałaganioną torebką. Nie posprzątałam jej nawet na pogrzeb. Ten dmuchany ryż towarzyszył mi w kaplicy i aż do grobu, bo w pewnej chwili ten głupi ryż stał się dla mnie łącznikiem z dzieciństwem, Kudową i tatą. Bo ryż dmuchany lubiłam jako dziewczynka pogryzać najbardziej. Gdyby ci wszyscy żałobnicy zajrzali do mojej torebki! Ale nikt nie zajrzał. Nie posprzątałam jej do dziś. Czy zjem jeszcze kiedyś ze smakiem dmuchany ryż? Czy już na zawsze połączy się mi z pogrzebem taty i tym rozpaczliwym smutkiem w sercu?
Tagi: Tadeusz Dołęgowski
Skomentuj